„Znajdka” Dobrosławy Rurańskiej to publikacja wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze, nie pada w niej ani jedno słowo. Po drugie, Rurańska opowiada obrazem bardzo mądrą, wzruszającą i uniwersalną historię. Choć właściwiej byłoby napisać, że daje czytelnikowi możliwość, by dzięki obrazom opowiedział ją sobie sam. Swoimi słowami, swoimi emocjami, w swoim tempie. I po trzecie, śliczne ilustracje, niezwykle „gęste”, pełne uroczych zwierzątek i roślin oraz nasyconych kolorów. Każda strona wygląda jak zagadka, magiczny labirynt szczegółów. Co w tym rajskim ogrodzie porabia tytułowa Znajdka? Kim lub czym jest? I kto ją znajdzie?
Książki obrazkowe już od dawna mają na rynku swoje miejsce, ale mam wrażenie, że wciąż są gdzieś „z tyłu”. Przyznaję, że choć bardzo lubię wydawnictwa bogato ilustrowane, nawet takie, gdzie obraz zdecydowanie przeważa nad tekstem, to jednak czysto obrazkowych publikacji mam w swojej biblioteczce niewiele. Bardzo niewiele. „Znajdka” zachęciła mnie do ponownej eksploracji tej wydawniczej gałęzi.
Główną bohaterkę lub bohatera tej opowieści, czarne, puchate stworzonko o wielkich, żółtych oczkach, poznajemy już na okładce. Spogląda na nas spomiędzy liści. Na pierwszej rozkładówce widzimy stworzonko śpiące smacznie między liśćmi i kwiatami. Przygląda mu się para owadów, siedzących na grzybku w przytuleniu. Na kolejnych rozkładówkach role się odwracają. To stworzonko bacznie przygląda się innym mieszkańcom ogrodu. Szybko zauważa, że wszyscy łączą się w pary. Każdy ma towarzyszkę lub towarzysza. Muchy, ryby oraz rozmaite inne stworzonka – wszyscy kogoś mają, do kogoś się przytulają, z kimś jedzą śniadanie, z kimś dzielą sny, troski i radości. Tylko cudaczny czarny stworek o żółtych oczkach jest sam. Zdaje się, że nigdzie nie pasuje. Jest mu smutno. A czytelnik/oglądacz smuci się razem z nim.
Los przygotował jednak dla stworka niespodziankę. Pewnego dnia znalazł w ogrodzie duże, żółte jajo… Jego skorupka była tak błyszcząca, że stworek mógł się w niej przeglądać. Gdy zobaczył swoje oblicze, niezwykle się ucieszył. W końcu miał towarzysza! Może nie rozumiał, że to tylko jego odbicie, a może wiedział, ale cieszył się tym, co miał, namiastką prawdziwego przyjaciela, który wyglądał dokładnie tak, jak on. Zabierał jajo wszędzie, spał przytulony do żółtej skorupki. Ale pewnego dnia, gdy włożył na swoją głowę kwietny wianek i taki sam położył na jajku, coś pękło. Dosłownie! Przerażony stworek nie wiedział, co się dzieje. Zapewne bał się, że przyjaciel zniknął – wszak na popękanej skorupce nie było już jego odbicia. Na szczęście historia kończy się pozytywnie, bo z jaja wykluwa się ktoś, kto na pewno będzie o wiele lepszym towarzyszem dla stworka, niż błyszczące jajko.
Ta prosta, krótka historia opowiada o tym, jak bardzo doskwiera nam samotność, jak źle się czujemy, gdy jesteśmy odmieńcami i nie możemy znaleźć swojego miejsca na świecie. Można się cieszyć pięknymi kwiatami, zapachem lata, słodkimi malinami, ale w towarzystwie to wszystko smakuje o wiele lepiej. Radość jest największa, gdy się ją z kimś dzieli. Bywa też tak, że nie dostajemy od losu dokładnie tego, czego pragniemy. Stworek nie spotkał drugiego czarnego stworka. Czasem na naszej drodze pojawiają się właśnie takie jajka z niespodzianką i to w najmniej oczekiwanym momencie. Czarny stworek ze „Znajdki” docenił dar przyjaźni. Nie chcę zdradzać, co wykluło się z jaja, dodam tylko, że ta książka to również zgrabna lekcja tolerancji, akceptacji innego koloru skóry, narodowości, stylu ubierania się… Resztę możecie dopowiedzieć sobie sami, bo autorka zostawia tu odbiorcom szerokie pole do interpretacji.
Na ilustracjach Rurańskiej doskonale widać wszystkie emocje stworka. Na początku jest pełen nadziei na zawiązanie przyjaźni z innymi zwierzątkami, później staje się coraz bardziej samotny i zrezygnowany. Dalej mamy zaskoczenie, radość, trwogę, zdziwienie i… jeszcze większą radość. I spokój w sercu. Pełnię szczęścia. Naprawdę można się wzruszyć, szczególnie jeśli samemu było się kiedyś odtrąconym, samotnym, poszukującym swojego miejsca wśród ludzi. Dzięki tej książce można pokazać dzieciom, jak ważna dla każdej żywej istoty jest akceptacja i przyjaźń. Jak ważna jest empatia. Jak ważne jest wnętrze, a mało istotny wygląd. Jak różni jesteśmy i jak piękna jest ta różnorodność. Jak miło iść przez życie z prawdziwymi przyjaciółmi.
Książka jest niezwykle kolorowa. Na kolejnych rozkładówkach przed czytelnikiem roztaczają się wspaniałe, magiczne pejzaże, pełne soczystej zieleni oraz innych mniej lub bardziej nasyconych barw. Po każdym przewróceniu kartki kolorystyka nieco się zmienia, raz jest żółto-zielono, innym razem pomarańczowo-czerwono, jeszcze innym razem dominują odcienie różu albo błękity i fiolety. Zwierzątka i stworki są urocze, pomysłowo narysowane (warto się im poprzyglądać). Nazwałam miejsce akcji ogrodem, ale równie dobrze może to być dzika łąka lub kwietna polana w lesie. To nie jest istotne. Ważne jest to, że jest tam pięknie, roślinność jest bujna i różnorodna, woda czysta, a owoce apetyczne. Wszyscy żyją w spokoju i harmonii. I każdy może znaleźć tam swojego przyjaciela. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to taki mały raj, w którym człowiek jeszcze nigdy (na szczęście) nie postawił nogi. To może być kolejny temat do rozmów z dziećmi – dlaczego nasze otoczenie nie jest tak zielone, kolorowe, pełne motyli, ryb i kwiatów, jak książkowy ogród?
Przyznaję, że początkowo ilustracje mnie nie przekonały. Obejrzałam książkę i odłożyłam na półkę, żeby wrócić do niej innym razem. Ale gdy już wróciłam, przyglądałam się jej długo, wnikliwie i z przyjemnością. Bardzo spodobały mi się ilustracje, na których widać ryby. Wprowadzają specyficzny, „chiński” klimat. Czarnego stworka i Znajdkę pokochałam od pierwszego wejrzenia. Zwłaszcza cudaczny stworek budzi wielką sympatię, z żółtymi ślepiami, długim nosem, szpiczastymi uszami i puchatym ciałkiem z wyraźnie zaokrąglonymi pośladeczkami (taki pocieszny szczegół). Jedyną rzeczą, jaka mi w trochę do tej książki nie pasuje, jest cienki, błyszczący papier. Format średni (17,5 x 24,5 cm), oprawa twarda z akcentami błyszczącego lakieru. Tajemnicza ilustracja na okładce, intrygujące wnętrze. Warto przygarnąć taką „Znajdkę”, nawet jeśli na pierwszy rzut oka jest trochę nie w waszym stylu. Kto wie, być może po bliższym poznaniu zostaniecie najlepszymi przyjaciółmi?
W skrócie...
PLUSY
+ mądra opowieść z uniwersalnym przesłaniem
+ skłania do głębszych refleksji, m.in. na temat potrzeby bliskości i akceptacji, znalezienia przyjaciela/drugiej połówki, dzielenia radości z innymi
+ fantastycznie poprowadzona główna narracja obrazem
+ daje duże możliwości dodatkowej, indywidualnej interpretacji
+ śliczne, kolorowe, niezwykle detaliczne ilustracje
+ sympatyczne zwierzęta i stworki
+ twarda oprawa
MINUSY
- cienki, błyszczący papier
Dobrosława Rurańska, „Znajdka”, Tadam 2016, 36 s., cena: 39,50 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://wydawnictwo-tadam.com.pl/znajdka/