Takiego komiksu mi brakowało, choć zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy trafił w moje ręce. Postapokaliptyczna seria komiksowa dla najmłodszych czytelników. Genialne! Motyw zagłady ludzkości i świata już od jakiegoś czasu przeżywa rozkwit. Z niecierpliwością czekamy na kolejne filmy o zombie czy zbliżającej się w stronę ziemi gigantycznej asteroidzie. Z wypiekami na twarzy czytamy książki o dziesiątkujących ludzkość wirusach czy „obcych” przejmujących władzę nad światem. Ale dla dzieci jeszcze nikt czegoś takiego nie zrobił, a przynajmniej nie w Polsce. I nie tak doskonale, jak Marcin Podolec w „Bajce na końcu świata”. Pozycja obowiązkowa, nie tylko dla młodych czytelników.
Świat po apokalipsie
Wiktoria to mała, zwyczajna dziewczynka, pyzata, z kręconymi włosami, przerwą między zębami przednimi i wielką odwagą w sercu. Z miejsca budzi sympatię. Bajka to równie urocza postać, suczka, gadający pies, który towarzyszy Wiktorii w podróży. Czy Bajka to piesek dziewczynki, czy może przybłąkała się do niej, gdy zniknęli jej właściciele – tego nie wiadomo. W ogóle niewiele wiadomo. Może tylko tyle, że świat wygląda teraz jak wielka piaskownica, pełna ponurych ruin, posępnych zgliszcz i dymiących kraterów. Że zniknęli gdzieś wszyscy ludzie i zwierzęta, a nawet rośliny. Że jest pusto i strasznie. Że kolory nie są takie, jak kiedyś. Nic nie jest takie, jak kiedyś… W pierwszym tomie serii Podolec nie wyjaśnia, jak doszło do katastrofy, co się stało z innymi mieszkańcami Ziemi, dlaczego akurat Bajka i Wiktoria ocalały ani gdzie tak właściwie jest ten koniec świata. Może dowiemy się tego z kolejnych tomów. A może nie. Przecież nie wszystko musi być dopowiedziane. Wiedząc, co dzieje się na świecie i mając w pamięci wiele filmowych oraz książkowych obrazów postapokaliptycznych, możemy dopisać sobie wiele różnych początków i końców tej historii.
Ale wróćmy do Wiktorii i Bajki. Bardzo, bardzo się cieszę, że głównymi (przynajmniej na razie) bohaterkami świata po wielkiej katastrofie, zazwyczaj mocno męskiego, zostały u Podolca dziewczyny. I całkiem nieźle sobie radzą. Wędrują przez pustkowia, dodając sobie nawzajem otuchy, wspierając w chwilach zwątpienia i rezygnacji, szczególnie wtedy, gdy nadchodzi noc i wszystko wydaje się jeszcze bardziej straszne i beznadziejne. Bohaterki wędrują w stronę niebieskiego światła, które każdej nocy pojawia się na niebie. Wiktoria jest przekonana, że światełko wysyłają jej rodzice, choć tak naprawdę nie wiadomo, czy żyją i gdzie są. Ani jakie jest prawdziwe źródło tego dziwnego światła.
Dziewczynka w drodze
Podolec fantastycznie wykorzystał tu motyw opowieści drogi, tak dobrze znany z „dorosłych” książek i filmów i tak bardzo przeze mnie lubiany (podobnie zresztą jak wszelkie scenariusze katastroficzne). Nie obawiajcie się jednak o wrażliwą psychikę młodych czytelników. W „Bajce na końcu świata” chodzi nie o katastrofę, śmierć, przerażenie, lecz o siłę przyjaźni, wspólne pokonywanie przeciwności losu, odważne dążenie do celu, zdobywanie życiowych doświadczeń, poznawanie siebie, swojego prawdziwego „ja”. I radzenie sobie w rozmaitych sytuacjach. Chodzi o nadzieję i tęsknotę za bliskimi. O to, że w życiu bywa różnie, czasem jest lepiej, czasem gorzej; czasem spotyka się miłych, pomocnych ludzi, a innym razem takich, których zachowanie nas rozczaruje i zasmuci. I chodzi także o docenianie tego, co się ma. Nawet zwykłych cukierków. I małej, zielonej roślinki.
Kiedy czytałam ten komiks, przyznaję, było mi trochę przykro. Było mi żal Wiktorii, małej dziewczynki, która musi mierzyć się z tak wielkimi problemami, z takim strasznym, niemal wymarłym światem. Ale jednocześnie cieszyłam się, że Wiktoria ma taką świetną kompankę w podróży, że tak dobrze sobie radzi. Dzielna dziewczyna! Od nitki do kłębka, zaczęłam rozmyślać o dzieciach, które cierpią z powodu decyzji dorosłych, o ofiarach wojen, głodujących, chorujących, pracujących w fabrykach za marne grosze… Jak widać, dorosłemu czytelnikowi obcującemu z tym komiksem wiele tematów może przyjść do głowy. Niektóre z nich na pewno warto poruszyć z dziećmi.
Siedem opowieści
Komiks składa się z siedmiu krótki opowieści, łączących się w jedną, zgrabną całość. Wiktoria i Bajka przeżywają różne przygody, czasem niebezpieczne, czasem zabawne, a czasem bardzo przyjemne. Trafiają na przykład do opuszczonego centrum handlowego, gdzie spotykają Zmiennokształtnego. Początkowo to dziwne coś jest latawcem, a później między innymi kluczem, który wpuszcza bohaterki do cukierkowego raju. Jednak Zmiennokształtny zamiast przyjacielem, okazuje się być oszustem, a Wiktoria i Bajka uczą się, czym jest rozczarowanie i zawód.
„Normalnie to jesteśmy dzielne, co nie? Ale czasem ktoś nas oszuka albo coś pójdzie nie tak. I wtedy sobie myślę, że nie damy rady. Chlip. Że nigdy nie znajdziemy rodziców, bo zawsze będą tak strasznie daleko…” [s. 21]
Na szczęście bohaterki spotykają także bardzo pozytywną postać, tapira-kuriera, którego misją jest zazielenienie świata. Kiedyś mieszkał w zoo, ale nie chce o tym mówić. Bardziej podoba mu się obecne życie, może i samotne, ale przynajmniej na wolności i bez cierpienia. To kolejny trudny temat podany w delikatny, zawoalowany sposób. Warto porozmawiać o tym z dziećmi. Zarówno o szacunku do zwierząt i natury, jak i o tym, co w życiu najważniejsze.
Światło na niebie nadal pojawia się wieczorami, więc wciąż jest nadzieja. Dziewczyny wędrują dalej, prowadząc krótkie, ale zawsze ciekawe, mądre lub zabawne rozmowy. Dialogi wydają się bardzo naturalne, niewymuszone. Jak na komiks postapokaliptyczny, jest tu zaskakująco dużo humoru, doskonale wpasowanego w fabułę. I dużo delikatnej pozytywności.
W zielonym ogrodzie
Tapir zaprowadził Wiktorię i Bajkę do tytułowego ostatniego ogrodu. Prosto z ponurych ruin wielkiego miasta weszli do raju pełnego zieleni, rozmaitych roślin i owoców oraz czystej wody. Ta część książki mieni się soczystymi kolorami. W ogrodzie można się najeść i wykąpać (choć, jak się okazuje, nie każdy ma na to ochotę). Można odetchnąć i poczuć się bezpiecznie. Wszystko, co potrzebne, jest na wyciągnięcie dłoni lub łapki. Ale Wiktoria postanowiła ruszyć w dalszą drogę, przecież rodzice sami się nie odnajdą. Bajka wiernie towarzyszy dziewczynce, mimo iż rajski ogród jest tak bardzo kuszący. Ale czasem trzeba poświęcić własne pragnienia i wygody, by pomóc przyjacielowi w potrzebie. Było mi trochę szkoda tapira, który został sam, ale tak to czasem w życiu bywa… Może i on znajdzie w tym dziwnym świecie swojego towarzysza.
Ilustracyjna uczta
Komiks został wspaniale zilustrowany. Miękka, plastyczna kreska, kolorystyka, cienie, dynamiczne kadry – wszystko to razem sprawia, że kolejne plansze miałam ochotę wręcz pożerać. Podolec wykreował doskonały postapokaliptyczny świat, idealny dla docelowego młodego odbiorcy (ale i starszym czytelnikom będzie się podobać). Niemal czuje się delikatną woń spalenizny, niemal się oddycha tym zapylonym powietrzem. No cóż, może moja wyobraźnia pracuje przy lekturze tego komiksu trochę za mocno, ale to chyba dobrze o nim świadczy. Klimat katastrofy unosi się znad stron, ale unosi się nad nimi również przekonanie, że jednak wszystko będzie dobrze. Nastroje zostały przez Podolca doskonale wyważone. Przyjrzyjcie się również bohaterkom, ich mimice, emocjom malującym się na ich twarzach i w całych sylwetkach. Mogą wam bardzo dużo powiedzieć.
Ilustracje są wyraźne i nieprzeładowane. Utrzymane głównie w kolorystyce brązowej, beżowej, pomarańczowej, piaszczysto-ziemisto-ceglastej. Ta osobliwa monochromatyczność wprowadza specyficzny nastrój, idealny dla tego komiksu. Gdyby świat po katastrofie był tu ukazany w odcieniach szarości, czerni, brudnych, zimnych błękitów, młody czytelnik mógłby poczuć się zanadto przygnębiony. A tak, niby jest niezbyt kolorowo, ale jednak ciepło. Na ilustracjach pozornie nie ma zbyt dużo detali, ale jednak bohaterkom często towarzyszą dziwne chmurki, smugi, paproszki, jakieś pokatastrofalne pyły lub wyziewy. Teoretycznie mogą być niebezpieczne, ale nie wywołały we mnie negatywnych emocji, może dlatego, że mają tak miękkie i przyjazne kształty (podobne, jak np. u części roślin w ostatnim ogrodzie).
Pomysłowe kadrowanie
Warto wspomnieć także o nietypowej konstrukcji kadrów. Podolec skomponował plansze bardzo dynamicznie i różnorodnie. Nie ma tu zwyczajnych kwadracików czy prostokątów – niemal na każdej stronie coś się dzieje. Na jednej z plansz, na której Bajka spada z urwiska, autor zastosował labirynt (zagadka, którą można rozwiązać). Na innej kadr po kadrze możemy śledzić kroki bohaterek, przybliżające je do ważnego odkrycia (kopnięty kamyczek i znalezienie rośliny). Myślałam, że będę w stanie wybrać kilka ulubionych plansz, ale to niemożliwe. Uwielbiam je wszystkie! W dodatku Podolec zastosował jeszcze jeden zabieg, który bardzo lubię: część elementów wychodzi poza ramki – a to zwisający kabel, a to pyszczek Bajki. Nic mi więcej nie potrzeba.
Format jest zgrabny i wygodny (19 x 25,5 cm), oprawa twarda z wybiórczym lakierem. Wyklejki z piękną, tajemniczą ilustracją zachęcają do zajrzenia dalej. Na końcu znajdziecie nawet zdjęcie Bajki, czyli prawdziwej suczki, którą Marcin Podolec adoptował, a która (podobnie jak dziewczyna Podolca, Weronika), stała się pierwowzorem dla komiksowej bohaterki.
Postapokaliptyczne cacuszko
Całość prezentuje się naprawdę kapitalnie. Trudno przejść obok tej pozycji obojętnie, zwłaszcza gdy już weźmie się ją w swoje ręce i zacznie przeglądać. Bo jak można nie zabrać ze sobą do domu komiksu o sympatycznej dziewczynce i gadającej suczce, które podróżują samotnie po zniszczonym katastrofą świecie? Nie sposób ich nie przygarnąć, nie kibicować im, nie śledzić ich dalszych losów. Pierwszy tom czytałam już kilka razy, a przypominam, że nie jestem docelowym, młodym czytelnikiem. Podolec wpadł na genialny pomysł i świetnie go zrealizował. Pozostaje czekać cierpliwie na kolejne tomy.
Seria, zaplanowana podobno na 8-10 części, ma naprawdę ogromny potencjał. Jeśli wszystkie tomy będą na tak samo dobrym poziomie, to mam nadzieję, że będzie ich nawet jeszcze więcej! Pierwszy tom może zostawiać pewien niedosyt, ale to dopiero wprowadzenie, zarysowania świata i postaci. Dalej na pewno będzie jeszcze ciekawiej. Z całego serca życzę serii kariery światowej. A po zakończeniu cyklu chętnie zobaczyłam adaptację teatralną albo kreskówkę (animowany trailer serii można zobaczyć tutaj). A nawet pełnometrażowy film fabularny lub serial przygodowy dla dzieci. A co!
W skrócie...
PLUSY
+ oryginalny pomysł na komiks dla młodego czytelnika
+ ciekawie wykreowany świat po katastrofie
+ klimatyczna opowieść drogi i przygody
+ niezwykle sympatyczne bohaterki
+ dodatkowy plus za to, że główne bohaterki to dziewczyny!
+ pokazanie samotności, pustki, trudnego życia w zniszczonym świecie, ale przede wszystkim skupienie się na sile przyjaźni, zaufania, determinacji, nadziei
+ zwrócenie uwagi na to, co w życiu najważniejsze
+ znakomicie oddane wahania emocji
+ doskonałe dopasowanie trudnej tematyki do głównej grupy docelowej (dzieci)
+ nie wszystko jest dopowiedziane, autor daje możliwość zastanawiania się i własnej interpretacji
+ warto czytać z dziećmi i rozmawiać z nimi o tym, co dzieje się w komiksie
+ świetne ilustracje
+ dobra mimika postaci, oddanie emocji
+ kolorystyka i detale
+ dynamiczne, zróżnicowane kadry
+ ładne wydanie
+ bardzo obiecujący początek serii
MINUSY
brak
Marcin Podolec, „Bajka na końcu świata. T. 1. Ostatni ogród”, Kultura Gniewu 2017, seria: Krótkie Gatki, 64 s., cena: 39,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://www.kultura.com.pl/index.php?s=k_241&d=k
* [wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z opisywanej książki]