Kiedyś pojęcie suplementacji natury wywołałoby zapewne salwy śmiechu. Większość dnia dzieci spędzały bowiem na dworze, a wieczorem rodzice zmuszali je do powrotu do domu. W przerwach między zabawami na świeżym powietrzu biegło się do domu po kanapkę ze śmietaną i cukrem albo zrywało się dzikie jabłka lub śliwki i jadło tak prosto z drzewa, bez mycia, dotykając rękoma, które przed chwilą bawiły się w błocie, piachu, zbierały ślimaki albo głaskały cielęta. Dorastałam na wsi, tak to wyglądało.
Las to nie śmierć!
Dziś zdarza się, że dzieci trzeba wypychać na dwór, a zapracowani rodzice znajdują czas na spacer w parku jedynie w niedzielę, a i to nie zawsze. Media grzmią: „Las to śmierć!” (to tytuł filmiku ostrzegającego m.in. przed kleszczami, dzikimi zwierzętami oraz trującymi grzybami, który widziałam kiedyś na jednym z portali informacyjnych). Barszcz Sosnowskiego atakuje! Pszczoły żądlą! Węże kąsają! Nie baw się ziemią, nie bierz do buzi, nie dotykaj, zostaw! Żele antybakteryjne i chusteczki nawilżane w ciągłym ruchu. My, dorośli, często skutecznie obrzydzamy dzieciom naturę. Louv, autor bestsellerowego „Ostatniego dziecka lasu”, zaznacza, że przyroda powinna być kojarzona z zachwytem i szacunkiem, powinna być traktowana jako coś pięknego, wspaniałego:
„Jeśli najwcześniejsza relacja dziecka z przyrodą oparta jest na strachu – strachu przed owadami, wężami, wyimaginowanymi tygrysami, klęskami żywiołowymi, strachu o ekologiczną przyszłość – wtedy dziecko najprawdopodobniej będzie dorastało, kojarząc naturę ze strachem i destrukcją.” [s. 135]
Bardzo spodobała mi się zamieszczona w książce wypowiedź Luthera Burbanka, amerykańskiego przyrodnika (ciekawych cytatów jest tu zresztą dużo więcej):
„Każde dziecko powinno mieć ciasta z błota, koniki polne, nartniki, kijanki, żołędzie, kasztany, drzewa do wspinania, strumyki do brodzenia, lilie wodne, świstaki, nietoperze, pszczoły, motyle, różne zwierzęta do głaskania, pola z sianem, szyszki sosny, kamienie do toczenia, piasek, węże, borówki i szerszenie; a każde dziecko, które zostało tego pozbawione, zostało pozbawione najlepszej części swojej edukacji.” [s. 43]
Ucieszyłam się, gdy przeczytałam ten fragment, ponieważ – poza świstakami – doświadczyłam w dzieciństwie wszystkiego, co Burbank wymienił, a nawet dużo, dużo, dużo więcej! Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak ogromne miałam szczęście, że wychowywałam się na wsi i miałam bardzo dużą swobodę w zabawie na świeżym powietrzu, spacerach, kontakcie z ziemią, wodą, roślinami i zwierzętami. Jadłam tasznik, tarninę, dereń, „boży chlebek”, wysysałam sok z jasnoty. Głaskałam żaby i kurczątka, wykopywałam dżdżownice, zbierałam ślimaki. Wspinałam się na drzewa, wędrowałam przez pola rzepaku i kukurydzy, a zimą ślizgałam się po zamarzniętych wielkich kałużach na polach, lepiłam igloo albo jeździłam na sankach. Biegałam na bosaka po błocie, trawie i kałużach po burzy. W porównaniu do moich rówieśników nie byłam szczególnie „dworowym” dzieckiem, bo uwielbiałam czytać od małego i dużo czasu spędzałam w domu, z nosem w książkach, ale i tak niezliczone godziny spędziłam na wpatrywaniu się w drzewa, rzekę, niebo… Lektura tej książki przywołała bardzo przyjemne wspomnienia.
Czytać czy nie czytać?
Przyznaję, że początkowo, gdy kartkowałam książkę i czytałam na wyrywki, pomyślałam: „To nie dla mnie. Wynudzę się”. Kocham naturę i choć lubię czytać o przyrodzie, w każdym aspekcie, zdawało mi się, że „Witamina N” to pozycja raczej dla osób, które – w przeciwieństwie do mnie – nie mają dla natury zbyt wiele czasu. Jednak w końcu natrafiłam na intrygujący fragment, na informacje, które były dla mnie nowe. Za chwilę pojawiły się kolejne i kolejne. Wpadłam w tę książkę, jak przysłowiowa śliwka w kompot i pochłonęłam ją w jeden wieczór, zaznaczając licznymi kolorowymi karteczkami fragmenty, do których będę wracać lub pomysły, które jak najszybciej chcę wypróbować.
Dla kogo jest ta książka?
Na okładce jest napisane, że to publikacja dla rodziców i nauczycieli, ale krąg jej odbiorców powinien być zdecydowanie szerszy. Oprócz rodziców, opiekunów i starszego rodzeństwa, nauczycieli i wychowawców szkolnych, kolonijnych itp., z książki może skorzystać każdy, kto pracuje z dziećmi lub całymi rodzicami. A także każdy, kto chciałby pogłębić swoją więź z naturą, zmniejszyć poziom stresu, dać odpocząć umysłowi, oczom, ciału i duszy, otworzyć się na nowe możliwości, pomysły, wrażenia, nowe bodźce, stać się bardziej świadomym siebie i świata dokoła.
„Badania pokazują, że z przebywania na świeżym powietrzu płyną takie same korzyści dla dorosłych, jak i dla dzieci: redukcja stresu, poprawa zdrowia psychicznego i fizycznego, jaśniejsze myślenie i większa kreatywność.” [s. 22]
W krótkim wstępie autor zaznacza, że w książce znalazły się zajęcia nie tylko dla dzieci lub rodzin z dziećmi, lecz także takie, które dedykowane są dorosłym lub nawet całym grupom, społecznościom. Poza tym każdą propozycję można dostosować do swoich potrzeb. Znajdziecie tu pomysły dla osób o różnym poziomie sprawności, także dla osób ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi lub fizycznie niepełnosprawnych. Louv podkreśla również, podobnie jak zrobił to Nathanael Johnson w „Sekretach roślin i zwierząt w miejskiej dżungli”, że przyroda miejska, ta obok nas, tuż za rogiem, w parku, ogrodzie, na skwerze, jest tak samo ważna, jak dzika przyroda, lasy, puszcze, pola i łąki, do których nie zawsze mamy blisko. Ostatnim bardzo ważnym punktem, o którym według autora należy pamiętać w trakcie lektury, jest równowaga pomiędzy aktywnościami zorganizowanymi, a swobodną zabawą i eksploracją przyrody. Czasem – szczególnie w przypadku małych dzieci – niewiele potrzeba do przyrodniczego zachwytu.
„Obserwuj, jak dziecko przeżywa fascynację źdźbłem trawy, kamykiem, chmurami płynącymi po niebie. Nie przeszkadzaj mu w tym.” [s. 25]
Jeśli nadal zastanawiacie się, czy ta publikacja będzie dla was przydatna, odpowiem: zapewne tak. I dodam jeszcze cytat z krótkiego wstępu autora:
„(...) zasugerowałem lekarzom, że powinni rozważyć przepisywanie „witaminy N” (...) jako antidotum na zespół deficytu natury, niebędący rozpoznaniem medycznym (choć być może powinien nim być), tylko metaforą dla ceny płaconej – w szczególności przez dzieci – za nasze społeczne oddalenie od świata przyrody.” [s. 14]
Konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety
Uwielbiam książki, w których autorzy dzielą się praktycznymi wskazówkami. Nie lubię teoretyzowania, lubię konkrety. Ta książka to jeden wielki zbiór konkretów! Nie wiem ilu dokładnie, kto by je zliczył, ale wydawca podaje, że 500 – i to by się zgadzało. Mało tu wstępów i ogólnikowych stwierdzeń, a bardzo, bardzo dużo przykładów, co można robić na dworze, jak obserwować przyrodę, nawiązywać z nią głębszą więź, cieszyć się nią, jak odpoczywać w samotności i bawić się wspólnie, zacieśniając rodzinne lub przyjacielskie stosunki. Jestem zachwycona!
Książka została podzielona na osiem części: Dar wspomnień, Sposoby poznawania świata, Dom i ogród obfitujące w przyrodę, Pielęgnowanie naturalnej wytrzymałości, Dziczej z dnia na dzień, Dorastaj na dworze: recepta na przyrodę, Szkoła przyrody, Społeczność obfitująca w przyrodę. Każda z tych części składa się z mniejszych rozdziałów pełnych rozmaitych propozycji dla najmłodszych i starszych dzieci, dla samotników, rodzin i całych społeczności, dla mieszkańców blokowisk oraz właścicieli domków, dla introwertyków i ekstrawertyków, dla ludzi spokojnych i dla tych, których rozpiera energia. Propozycji, które uczą, bawią, poprawiają sprawność, koncentrację, orientację w terenie, otwierają zmysły, integrują z otoczeniem oraz innymi ludźmi, uczą empatii.
Długo by wymieniać zalety i długo by wymieniać najciekawsze z zamieszczonych przez Louva pomysłów, ale może zainteresuje was przechadzka haiku, plac zabaw dla ślimaków, zupa dla ciem, dziesięciokrotne poprawienie słuchu za pomocą dłoni, echolokacja w wykonaniu człowieka (za pomocą kląskania językiem!), słoneczny grill, sadzenie skarpetek (tak, tak!), tworzenie kwiatowych perfum, budowanie tratwy dla żab, malowanie błotem czy robienie bomb z nasionami. A to dopiero początek! Co ciekawe, autor nie jest przeciwnikiem nowych technologii. Zachęca np. do tego, by nagrywać dźwięki przyrody, szukać naturalnych skarbów z GPS-em czy korzystać z przyrodniczych aplikacji. Wspomina jednocześnie, że najwięksi gracze technologicznego rynku często się odłączają. Warto brać z nich przykład.
„Zaskakujące, jak wielu liderów technologii posiada chatkę niepodłączoną do sieci elektrycznej, która stanowi ich azyl. Wiedzą, że potrzebują czasu na reset oraz że czas spędzony w otoczeniu przyrody stymuluje ich kreatywność.” [s. 71]
Nie wszystkie porady pasują do naszych realiów, nie każdy też będzie w stanie z każdej skorzystać. Przykładowo postawienie uli, hodowanie kaczek czy zrobienie kompostownika wymaga posiadania ogródka czy innego kawałka ziemi, ale na szczęście Louv ma propozycje także dla osób, które mieszkają w blokach. Tu naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie, od leniwych spacerów z niemowlakiem, przez gry z różnych zakątków świata, które nigdy nie przeniosą się do świata wirtualnego, aż po budowanie własnej chaty w lesie lub zostanie przewodnikiem po bioregionie. Nie wszystkie porady to gotowe rozwiązania podane od A do Z. Niektóre to tylko pomysły, a sposób ich realizacji trzeba zgłębić samemu. Czasem Louv podaje adresy stron WWW lub nazwy aplikacji, którymi warto się zainteresować.
Na końcu książki zostały zamieszczone przypisy, z których warto skorzystać, by pogłębić swoją wiedzę na temat przyrody. Wszystkie źródła są angielskojęzyczne, ale wydawnictwo Mamania zadbało o czytelników i przygotowało dosyć pokaźny spis polecanych lektur o naturze w języku polskim, zróżnicowanych pod kątem formy i treści.
Naturalne ukojenie, bez recepty
Obecny sposób życia sprawia, że jesteśmy bardziej nerwowi, oddalamy się od innych ludzi, dopadają nas choroby cywilizacyjne, nie potrafimy skupić się na jednej rzeczy, ponieważ ciągle jesteśmy bombardowani dziesiątkami komunikatów – w telewizji, radiu, internecie, telefonie, na bilbordach, witrynach sklepów. Otacza nas miejski hałas, w którym gubią się ptasie trele oraz szum liści drzew. Otacza nas informacyjny i sensoryczny chaos, który nie wychodzi nam na dobre. Dlatego choć niektórym z was publikacje takie jak ta mogą wydać się śmieszne i niepotrzebne (naprawdę trzeba ludzi przekonywać, że kontakt z naturą jest ważny?), ja uważam, że są wręcz niezbędne. Zwłaszcza we współczesnym, zabieganym świecie. Potrzebne dorosłym, którzy zatracili kontakt z przyrodą, kiedyś tak dla nich przyjemny i naturalny. Potrzebne dzieciom, które większość czasu spędzają zamknięte w czterech ścianach szkół i domów, a przyrodę oglądają ułożoną z pikseli na ekranach laptopów i tabletów. I przydatne dla miłośników natury, spędzających na świeżym powietrzu dużo czasu – dobrych pomysłów na zabawy i eksperymenty przyrodnicze nigdy za wiele!
To, co bardzo mi się w książce Louva podoba, to nienachalny styl wypowiedzi, brak moralizatorstwa. On po prostu zauważa problem powszechnego niedoboru natury i podaje mnóstwo, naprawdę mnóstwo praktycznych, różnorodnych pomysłów, jak można temu zaradzić. Zaczynając od bardzo małych kroczków.
„(...) Witamina N ma stanowić antidotum na toksyczny stres, a nie go powodować. To nie książka o powinnościach, tylko o możliwościach. Mając to na uwadze, dam pewną radę: wybierz pięć lub dziesięć aktywności z kolejnych stron, wypróbuj je i jeśli będziesz mieć na to ochotę, wróć po więcej. W międzyczasie odpręż się... Zrób sobie przerwę. Popatrz na chmury. Posłuchaj wiatru.” [s. 17]
W skrócie...
PLUSY
+ promowanie zachwytu i szacunku do natury
+ zachęcanie do spędzania czasu na świeżym powietrzu i świadomego kontaktu z naturą
+ interesujące, czasem zaskakujące pomysły na poznawanie natury
+ pomysły dla każdego, bez względu na wiek, zdrowie, miejsce zamieszkania, finanse
+ przydatny poradnik dla nauczycieli, rodziców, opiekunów
+ książka wypełniona konkretami (500 różnorodnych propozycji)
+ brak moralizatorstwa, nienachalny styl
+ promowanie zabawy, swobody+ autor nie neguje nowych technologii, pokazuje, jak można je wykorzystać do zgłębiania cudów natury
+ podział na klarowne rozdziały i podrozdziały
+ bibliografię interesujących książek o przyrodzie wydanych po polsku
MINUSY
- niektóre porady nie pasują do polskich realiów
- część porad jest bardzo ogólnikowa, wiedzę trzeba zgłębiać w innych źródłach
Richard Louv, „Witamina N. Odkryj przyrodę na nowo. 500 pomysłów i inspiracji dla rodziców i nauczycieli” (oryg. Vitamin N. The Essential Guide to a Nature-Rich Life), Mamania 2016, 318 s., cena: 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://mamania.pl/product-pol-67-Witamina-N.html
* [wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z opisywanej książki]