Maurice Maeterlinck to piszący po francusku belgijski poeta, dramaturg, eseista i tłumacz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1911. Zmarł w 1949 roku, w wieku 87 lat. Ciemnym punktem w jego biografii jest oskarżenie o plagiat i wykorzystanie w dziele „Życie termitów” (1926) cyklu artykułów młodego i mniej znanego naukowca i pisarza Eugène'a Marais. Największą popularność zdobyły jego utwory dramatyczne (m.in. „Intruz”, „Ślepcy”, „Peleas i Melisanda”, „Wnętrze”, „Monna Vanna”, „Niebieski ptak”) oraz przyrodniczo-filozoficzne eseje (w Polsce ukazały się cztery tytuły: „Życie pszczół”, „Inteligencja kwiatów”, „Życie termitów”, „Życie mrówek”).
„Inteligencję kwiatów” poznałam dopiero dzięki tegorocznemu wznowieniu. Zaintrygował mnie tak tytuł, jak i okładka. I przewrotnie właśnie od okładki zacznę, a konkretniej od jakości wydania, ponieważ szata graficzna tej publikacji zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia. Wplotę tu również przykładowe fragmenty tekstu, abyście mogli poczuć niezwykły klimat i specyficzny język tej publikacji.
Edytorskie cacuszko
Format książki jest bardzo zgrabny (15 x 21 cm), wygodnie mieści się w dłoniach. Oprawa jest twarda, fakturowana, a okładka zaprojektowana tak, by natychmiast przyciągać uwagę, niczym wytworny kwiat w pełnym rozkwicie. Przód okładki kusi fragmentem ryciny Ernsta Haeckela z 1899 roku, przedstawiającej storczyki. Rycina utrzymana jest w specyficznej tonacji kolorystycznej, kwiaty wyglądają nieco „złowieszczo”. Jest w nich zarówno coś pięknego, ekskluzywnego, jak i tajemniczego, niepokojącego. Poniżej na czarnym pasku złoci się tłoczone imię i nazwisko autora oraz tytuł. Przeciwwagą dla tego przepychu jest pasteloworóżowy grzbiet oraz tylna okładka. Kolor ten idealnie komponuje się z kolorem dwóch kwiatów na przodzie, dzięki czemu całość sprawia bardzo harmonijne wrażenie.
Dalej jest równie pięknie. Cudowne, różowe wyklejki z rycinami przedstawiającymi różne elementy roślin, przyjemny papier, zgrabna czcionka, dużo światła na stronach (szerokie marginesy, wąska kolumna tekstu), wyróżnienie zielonym kolorem nazw omawianych roślin, a różowym numerów stron. I mnóstwo barwnych rycin, głównie XIX-wiecznych, z roślinami, którymi zachwyca się Maeterlinck. Pod względem graficznym publikacja jest maksymalnie dopieszczona. Do pełni szczęścia zabrakło tasiemkowej zakładki, najlepiej w kolorze pastelowego różu wykorzystanego na okładce. Ale to drobiazg. Oglądanie tej książki, dotykanie jej, wertowanie stron jest prawdziwą przyjemnością.
„Z racji praw natury wiążących je nierozerwalnie z ziemią, z powodu swej nieruchomości, rośliny mają do pokonania znacznie więcej trudności w rozmnażaniu się niż zwierzęta. Toteż zazwyczaj uciekają się do sztuczek, podstępów i forteli, a nawet do wynalazków mechanicznych, które wyprzedzają niejednokrotnie wynalazczość ludzką i każą zakładać znajomość balistyki, lotnictwa oraz trafną obserwację zwyczajów i budowy organicznej owadów. (...) Wydobycie się z fatalizmu, jakiemu podlega dół rośliny, przez rozwój górnych jej części, oto jej cel główny, bowiem idzie tu o obejście ciężkiego prawa mroków, wyzwolenie się zeń, przekroczenie ciasnego obrębu, stworzenie sobie skrzydeł lub w pośredni sposób wydostanie się z więzienia natury jak najdalej w przestrzeń i zbliżenia się do innego, odmiennego zgoła królestwa ruchu i życia.” [s. 8-9, 11]
O wielbieniu kwiatów
Maeterlinck w niezwykle emocjonalny, opisowy sposób pokazuje ogromną determinację roślin, ich niezłomną chęć życia i rozmnażania się, pęd ku światłu. Ale to nie wszystko. Udowadnia na licznych przykładach, że rośliny są sprytne, inteligentne, a nawet genialne, że potrafią przewidywać, liczyć i na przestrzeni lat wymyślać kolejne udoskonalenia, stawiające je – według autora – na równi, a nawet powyżej inteligencji i wynalazczości ludzkiej.
„Wydaje nam się, że to my właśnie sami, siłą inteligencji i twórczego geniuszu, stwarzamy rzeczy nowe w świecie nieświadomym i biernym. Tymczasem, przyjrzawszy się sprawie z bliska, dochodzimy do wniosku, że w ogóle trudno jest nam stworzyć coś nowego. Przybłędami tylko jesteśmy, niedawno przybyłymi na Ziemię, toteż odnajdujemy jedynie to, co istniało dawno, i powtarzamy, niby nowością olśnione dzieci, wszystko to, czego dokonało przez wieki życie.” [s. 37]
Jeszcze bardziej umniejsza wyjątkowość i wyższość człowieka zabieg antropomorfizacji roślin, który Maeterlinck chętnie stosuje. Pisze o tym, że rośliny myślą, są sprytne, liczą, tańczą, całują, obserwują, pragną. Przykładowo wspominając o rucie, pisze o miłości, imiennym przyzywaniu przez samicę i precyzyjnej arytmetyce. Podobnych fragmentów jest w książce dużo więcej.
„To niemile pachnące ziele lekarskie odznacza się niesłychaną metodą zapładniania. Pręciki czekają spokojnie we wnętrzu żółtej korony, otaczając pękaty, przysadkowaty słupek. W momencie zapłodnienia, posłuszne wezwaniu samicy ich przyzywającej, rzec można po imieniu, zbliżają się. Pierwszy dotyka znamienia i cofa się, potem przychodzi kolej na trzeci, piąty, siódmy i dziewiąty i tak sprawa się toczy dalej, póki nie spełnią swych funkcji wszystkie nieparzyste. Następnie zaczyna drugi, czwarty, szósty i tak dalej, aż do końca. Jest to miłość na zawołanie, a kwiat umiejący liczyć wydał mi się tak dziwaczny, że nie dowierzając botanikom obserwowałem rzecz sam kilka razy, zanim zdecydowałem się potwierdzić owe arytmetyczne zdolności ruty.” [s. 55]
Maeterlinck posługuje się językiem niezwykle pięknym, kwiecistym. Z każdego zdania płynie w stronę czytelnika ogromny szacunek autora dla świata roślin, podziw dla ich sprytu, zaradności, determinacji. Od razu widać, że jest zachwycony geniuszem roślin, niczym małe dziecko. Rozmiłowuje się w najdrobniejszych detalach i pisze o nich tak, jak gdyby tworzył poemat o miłości. Widać tu doskonale nie tylko wspomniany już szacunek i fascynację cudami natury, lecz także pióro uznanego literata.
„(...) w danym momencie, jakby na rozkaz tajemny i nieodporny miłości, która chce położyć koniec męczarniom czekania, wszystkie słupki razem przechylają się wstecz, ruchem jednolitym, symetrycznym, przypominającym parabolę spadku wody w cysternę i z wdziękiem biorą z ust swych pokornych kochanków pył złoty małżeńskiego pocałunku.” [s. 59]
Ordynarne cielsko smalcu
Na końcu książki znajdują się jeszcze dwa dodatkowe rozdziały. Pierwszy, o woni kwiatów, którą Maeterlinck uznaje za ich duszę, jest dosyć ciekawy. Autor zastanawia się, w jakim celu kwiaty wytwarzają zapachy i pisze o tym, jak ludzie wydobywają z nich piękne wonie, np. w celu wykonania perfum. Opisy wydzierania z serca kwiatu wonnej duszy są równie poetyckie, jak w pierwszej części książki, choć mogą uruchomić w wyobraźni czytelnika obrazy okrutnej zbrodni. Tutaj nawet tłuszcz podlega antropomorfizacji i nawet on jest przez człowieka niecnie wykorzystywany.
„Topi się smalec wieprzowy w łaźni parowej, a wrzucone weń te kwiaty wiośniane, tracąc siłę oporu oddają swe skarby. Gorący tłuszcz wchłania, zanim się nasyci, cztery razy tyle fiołków, ile wynosi jego własna waga, a haniebne owe procedery trwają przez cały czas kwitnienia fiołków w oliwnych gajach.
Nie kończy się na tym dramat, albowiem teraz fabrykant przystawia nóż do gardła tłuszczu, zimnego lub gorącego, i zmusza go, by oddał skarb utajony we wnętrzu swego bezkształtnego, ordynarnego cielska. Dokonać tego wcale nie jest łatwo, ale tłuszcz obarczony jest nałogiem, który go doprowadza do zguby. Oto dają mu tyle alkoholu, aż straci przytomność i puści z pazurów zdobycz. Alkohol staje się teraz posiadaczem klejnotu, ale nie na długo, on także bowiem musi go oddać, przy czym sam doznaje porażki.” [s. 165]
Drugi dodatkowy rozdział nosi tytuł „Miara czasu”. Autor snuje rozważania o czasie, opowiada o zegarach słonecznych, wahadłowych i klepsydrach… Nie bardzo rozumiem, dlaczego ten tekst pojawił się w „Inteligencji kwiatów”. Na samym końcu książki znajduje się króciutkie posłowie konsultanta naukowego, Adama Kasprzaka, spis autorów ilustracji oraz spis treści.
Archaiczność i współczesność
Książka ta w niczym nie jest podobna do publikacji poświęconych naturze, które obecnie święcą tryumfy na rynku wydawniczym. Nie ma tu gawędziarskiego stylu, nie ma swobodnych opowieści i dziesiątek luźnych ciekawostek. Maeterlinck często zagłębia się w techniczne szczegóły, przede wszystkim dotyczące sposobów zapylania i rozmnażania. I robi to we właściwy sobie, poetycki sposób. Na początku lektury zachwyciłam się jego stylem, pięknym, niespotykanym dziś dbaniem o każde słowo, do granic możliwości dopieszczonymi zdaniami. Jednak pod koniec taki sposób narracji zaczął mnie trochę nużyć. Zabrakło energii, wypaliła się ciekawość. Czytałam dalej nie dlatego, że autor pisał o roślinach w interesujący sposób, lecz dlatego, że podobało mi się jego zaangażowanie i zachwyt nad cudami natury, który podzielam.
Nie da się ukryć, że publikacja wydana sto dziesięć lat temu będzie dla współczesnego czytelnika nieco archaiczna, tak pod względem narracji, jak i (częściowo) przekazywanej wiedzy. Trochę szkoda, że Adam Kasprzak napisał do książki tylko krótkie, niespełna dwuipółstronicowe posłowie, niewiele wnoszące. Szkoda, że nie pokuszono się o pokazanie, jak wiedza przedstawiona przez Maeterlincka prezentuje się przez pryzmat współczesnych odkryć i obserwacji. Dysponujemy wszak niewspółmiernie lepszymi metodami i narzędziami do monitorowania życia roślin i prowadzenia nawet bardzo szeroko zakrojonych i skomplikowanych badań. Mamy zdecydowanie większe możliwości niż XIX-wieczni uczeni, wspaniałe źródła wiedzy i narzędzia do edukacji i obserwacji dostępne nawet dla amatorów. Szerszy komentarz współczesnego botanika wniósłby do tej publikacji ożywczy powiew i na pewno wiele cennych dla czytelnika informacji.
Dla kogo?
Nie jest to dobra lektura na początek przygody z czytaniem o naturze. Specyficzny język sprawia, że książka jest wyjątkowa, ale jednocześnie przedstawione w niej treści są przez to, niestety, mniej przystępne dla dzisiejszego odbiorcy. To raczej pozycja dla bardziej zaawansowanych miłośników przyrody, do czytania nie tyle dla faktów roślinnych, co dla zachwytu nad zachwytem. Gratka dla kwiatowych fascynatów, którzy chcą spojrzeć na przedmiot swego uwielbienia oczyma dawnego badacza. Literacka ciekawostka, a za sprawą wydawnictwa MG – dzięki nowej szacie graficznej – także edytorska perełka dla miłośników pięknych książek.
W skrócie...
PLUSY
+ wspaniałe studium zachwytu autora nad inteligencją i pomysłowością natury
+ niezwykle szczegółowe opisy mechanizmów roślinnych
+ piękny, poetycki język
+ cenna pozycja dla zaawansowanych miłośników przyrody
+ wspaniała szata graficzna i opracowanie edytorskie
+ wydanie bogato ilustrowane XIX-wiecznymi rycinami
MINUSY
- opowieści brak pierwiastka gawędziarskiego, może trochę nużyć
- archaiczny język nie każdemu przypadnie do gustu
- brak merytorycznego, współczesnego komentarza w posłowiu
- zbędny ostatni rozdział pt. „Miara czasu”
Maurice Maeterlinck, „Inteligencja kwiatów” (oryg. L'Intelligence des fleurs), MG 2017, 192 s., cena: 39,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://www.wydawnictwomg.pl/inteligencja-kwiatow/
* [wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z opisywanej książki]