Marcelinka jest na razie tylko myślą w głowie swojej mamy, ale już zdążyła odbyć kosmiczną podróż w poszukiwaniu Najważniejszego. Wybrała się na koniec Wszechświata razem z wiecznie rozczochranym, ale bardzo mądrym Duszkiem oraz niesamowicie szybkim panem Fotonem. Podczas ten niezwykłej wyprawy Marcelinka zadaje dużo pytań, jak to dziecko, odkrywając razem ze swoimi towarzyszami magię i ogrom Kosmosu. To piękna, niebanalna bajka naukowo-filozoficzna, dzięki której dzieci mogą w końcu uzyskać odpowiedzi na dręczące je wielkie pytania, a dorośli znów mogą stać się ciekawskimi dziećmi.
Kiedy byłam mała, uwielbiałam patrzeć w niebo, na gwiazdy (co zostało mi do dziś). Wstawałam w środku nocy, by położyć się na balkonowej ławce i godzinami, przykryta kocem, obserwowałam roje letnich meteorów. W wielkim podekscytowaniu odliczałam miesiące i dni do najbliższego widocznego w Polsce zaćmienia słońca i marzyłam o teleskopie. Moi rodzice nie opowiadali mi co prawda o grawitacji ani czarnych dziurach, a fizyka w szkole była dla mnie straszliwie nudna, przepełniona po brzegi nic nie mówiącymi mojej wyobraźni wzorami i obliczeniami, jednak ciągnęło mnie do kosmosu. Lubiłam czytać książki i magazyny popularnonaukowe dla dzieci i młodzieży, a w pokoju miałam plakat gwiaździstego nieba i rozpiskę najciekawszych wydarzeń na niebie w danym roku. Lubiłam wyobrażać sobie koniec wszechświata, jego kształt i to, co jest poza nim. Wciąż dosyć często robię podobne myślowe ćwiczenia. I wciąż marzę o tym, by kiedyś wyruszyć w podróż kosmiczną. Wiem, że to marzenie bardzo trudne do zrealizowania, ale dzięki Marcelince przeżyłam namiastkę takiej podróży. I bardzo mi się podobało.
Wielkie pytania we Wszechświecie
Marcelinka pojawiła się po lewej stronie Wszechświata – cokolwiek to znaczy, gdziekolwiek to jest. I choć jeszcze się nie narodziła, bo jest zaledwie myślą w głowie swojej mamy, to ma już długie warkocze, piękną, czerwoną sukienkę i zadaje bardzo poważne pytania. Jak to możliwe? Któż to wie… I czy to ważne? To przecież bajka, trochę naukowa co prawda, ale wciąż bajka, a w bajkach może wydarzyć się wszystko!
W Kosmosie, gdzie Marcelinka nie spodziewała się zobaczyć nikogo żywego, spotkała Duszka, który okazał się być niezwykle mądry. Opowiada on Marcelince o prędkości światła, która jest zawsze, wszędzie i dla wszystkich taka sama oraz o tym, dlaczego gwiazdy umierają i co robią w Kosmosie ogromne motyle. I jeszcze, że energia się emcekwadratuje. Marcelinka dowiaduje się, kiedy wieczność miała swój początek (czy w ogóle miała?) i czy we Wszechświecie jest mleko. Podczas wspólnej kosmicznej podróży z Duszkiem i panem Fotonem dziewczynka poznaje m.in. nudną „chmurę na literę O”, od której zaczyna się Układ Słoneczny i przelatuje obok Saturna otoczonego tysiącami pierścieni z kawałków lodu. Czas upływa im na rozważaniu, czym są lata świetlne, rozmowach o Wielkim Wybuchu, kolorowych karłach i olbrzymach. Jak na dziecko, Marcelinka całkiem nieźle sobie radzi z tak trudnymi tematami.
Czy nic to jest także coś? Ile waży czarna dziura? Duszek cierpliwie wyjaśnia, zazwyczaj w sposób dosyć zrozumiały, nawet dla dziecka. A czasem Marcelinka, po rozmowie z Duszkiem, sama rozmyśla sobie dalej, po swojemu. Przykładowo, czy czas jest taki sam dla wszystkich ludzi?
„Czas nie jest taki sam dla wszystkich. W mózgu taty Marcelinki, na przykład, wcale jeszcze nie istniała. Tata sobie jej nie pomyślał. U taty jej czas nie zaistniał. Chociaż tata miał także własny czas, oczywiście inni niż mamy. Może właśnie dlatego tata zawsze się spóźniał, przynajmniej według mamy. Mama chciała, aby tata był teraz, a teraz u taty było inne niż u mamy. Nieraz nawet o trzy godziny”. [s. 38]
Marcelinka nie zawsze jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami Duszka, potrafi tupnąć nogą i bronić swoich dziecięcych racji. Tak było choćby w przypadku prób wyjaśnienia, czy lewa strona Wszechświata dla wszystkich jest stroną lewą oraz czym jest grawitacja. W tej drugiej kwestii dziewczynka posługuje się znowu bliskim jej przykładem rodziców, ich miłości, która dla niej jest idealną metaforą grawitacji. Nic więcej w tym temacie nie trzeba wyjaśniać, bo i po co?
„Czy wszystko trzeba zrozumieć? Czy nie można w coś po prostu uwierzyć? (...) – Grawitacja jest i koniec. (...) Moja mama nie pyta, dlaczego czuje ogromne przyciąganie do taty. Po prostu je czuje. I wcale nie chce tego rozumieć. I moja babcia także czuła przyciąganie do zadka i wcale nie musiała rozumieć dlaczego. Czuła je i już. I kropka”. [s. 56]
Ogrom kosmicznej wiedzy
Zdarza się też i tak, że Duszek zaczyna trochę… przynudzać. I choć autor zapewniał np. w tym wywiadzie (polecam lekturę), że starał się operować językiem dzieci – poprawnym, ale wciąż dziecięcym – to jednak chyba nie do końca mu się to udało. Jeśli trochę przymknie się oko, nie zawsze da się odróżnić, czy daną kwestię wyjaśnia Duszek, czy rozważa Marcelinka. Ich sposób myślenia i mówienia jest bardzo podobny. Jako dorosła czytelniczka chwilami miałam problemy z utrzymaniem uwagi, mimo iż tematyka opowieści bardzo mnie interesuje. Domyślam się, że Wiśniewski – z wykształcenia fizyk, ekonomista, informatyk i chemik, a z dotychczasowego dorobku literackiego pisarz dla dorosłych – starał się, jak mógł, by nadać tej książce trochę dziecięcej lekkości. Może nie do końca się to udało, nie w całej publikacji, ale to w końcu bajka trochę (a nawet bardzo!) naukowa, a nie baśń o księżniczce, więc nieco „cięższą” narrację można wybaczyć.
Z książki można się dużo dowiedzieć, ale ogrom tej wiedzy może również nieco przytłoczyć. Nie zrażajcie się jednak, jeśli nie pojmiecie wszystkiego od razu, jeśli nie zapamiętacie definicji. Po to są książki, żeby do nich wracać. Zresztą Wiśniewski nie wszystko podaje czytelnikom na tacy. Niektóre pytania zostawia bez odpowiedzi. Zmusza do własnych poszukiwań, rozmyślania, dyskutowania, być może zaglądania do innych publikacji. Nawet postać Duszka to zagadka do rozwikłania dla każdego czytelnika. Kim jest? Metaforą Boga-Stwórcy, personifikacją Początku, tajemniczą Osobliwością, czy może jedynie kosmicznym mędrcem-narratorem?
„Według ludzi bez początku nic nie może się rozpocząć, a potem istnieć. Jeżeli z kolei Wszechświat miał początek, to znaczy, że został przez kogoś stworzony. I na odwrót. Jeśli został stworzony to miał początek. Dorośli nie potrafią sobie wyobrazić niczego bez początku. I nie wiedząc, co było przed początkiem lub na początku, często mieszają w to Duszka lub Duszki. A ci, którzy w Duszki nie wierzą, mówią na przykład o Osobliwości”. [s. 43]
Geniusz Ani Jamróz
Ilustracje do książki wykonała Ania Jamróz. Ilustracje absolutnie fenomenalne! (Niech mi pan Wiśniewski wybaczy, ale chyba nawet lepsze niż tekst!) Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Wprost nie można od nich oderwać oczu. I może właśnie taki był zamysł, by ilustracje dawały wytchnienie przy czytaniu niełatwej wszak opowieści, by można było wodzić po nich wzrokiem, pozwalając, żeby umysł usystematyzował zdobytą właśnie wiedzę, żeby choćby przez chwilę odpoczął, skupiając się na oszczędnych kolorystycznie grafikach.
Wszystko jest tu dopracowane od początku do końca. Przyjemny format 17,5 x 24,5 cm, matowy papier. Cudowna okładka z wybiórczym lakierem i wybijającym się czerwonym grzbietem. Wyklejki niczym czerwone zimowe pejzaże. Kolorystyka jest obłędnie piękna, idealna. Uwielbiam minimalizm barw. Czerń, biel i czerwień zgrabnie osiadają na kremowych stronach, wyglądających tak, jak gdyby miały już wiele, wiele lat. Gdzieniegdzie pojawiają się akcenty granatowe lub niebieskie (woda, niebo) albo żółte drobinki światła.
Po kolejnych stronach wije się długa broda Duszka. Na marginesach wirują gwiaździste konstelacje i wyimaginowane planety, którymi można się bawić, niczym bańkami wydmuchiwanymi przez oczko albo balonikami. Cudowne warkocze i piegi Marcelinki i jej cudownie czerwona sukienka mają w sobie swoisty magnetyzm. Dziewczynka podróżuje na ślimaku i huśta się na rogalu księżyca. Zamyśla się, zaplątana w duszkową brodę i po nitce trafia do kłębka w brzuchu swojej mamy. Na tych ilustracjach dzieje się prawdziwie kosmiczna magia! Opowiadają swoją historię. Nawet jeśli tematyka książki nie przypadła wam do gustu, warto ją kupić choćby dla samych ilustracji.
QR w Kosmosie
Na końcu publikacji został zamieszczony kod QR, po zeskanowaniu którego bardziej dociekliwi czytelnicy trafią na stronę internetową poświęconą książce. Znajduje się tam krótki biogram autora, przykładowe ilustracje oraz, co chyba najistotniejsze, słowniczek najważniejszych pojęć. Jest ich dokładnie szesnaście, m.in. reakcja termojądrowa, supernova, ciemna materia, cząstki elementarne, grawiton i równanie Drake’a.
Dzieci duże i małe
Zastanawiam się, czy to rzeczywiście książka dla dzieci. Tematyka jest trudna, mnóstwo nowych terminów i bardzo mała – jak na publikację dziecięcą – czcionka. Na niektórych stronach tekstu jest bardzo dużo, co w połączeniu z niewielkimi marginesami i małą czcionką sprawia nieco „męczące” wrażenie. Powiedziałabym raczej, że to publikacja dla każdego, bez względu na wiek, kto chce sięgnąć gwiazd. Dla wszystkich dzieci, także tych w nas, dorosłych, które są po prostu ciekawe, lubią zadawać pytania, obserwować. Czy kiedy byliście mali, nie zastanawialiście się, co dzieje się tam, wysoko, nad waszymi głowami? Czyż nie wypatrywaliście spadających gwiazd i pana Twardowskiego na Księżycu? To książka dla wszystkich osób ciekawych Wszechświata, spragnionych wiedzy. Dla tych, którzy chcą nieco oswoić astronomię oraz fizykę i trochę pofilozofować. Dla ludzi niebojących się trudnych pytań i lubiących szukać odpowiedzi, choćby tych najbardziej szalonych lub pozornie niedorzecznych.
To nie jest lektura łatwa, lekka i przyjemna, bajka do połknięcia w jedno letnie popołudnie. „Marcelinkę...” lepiej sobie dawkować, poznawać stopniowo (może to ułatwić podział na 13 rozdziałów). W przypadku dzieci dobrze będzie, jeśli lekturę uzupełnią rozmowy z rodzicami, ponieważ niektóre sprawy aż się proszą o dopowiedzenie. Mogą z tego wyniknąć niezwykle interesujące dyskusje i wnioski, które zaskoczą nawet dorosłych. Dzieci potrafią być bardzo błyskotliwe, myślą nieszablonowo, nie są skrępowane narzuconymi schematami i granicami. Pokażcie im „Marcelinkę...” i zobaczcie, co się wydarzy.
Polecam tę książkę kosmicznie, dla naukowej zabawy, gimnastyki umysłu i filozoficznego przekazu. Dla poznania niesamowitości Wszechświata. I dla cudownych ilustracji. Wiśniewski i Jamróz zabiorą was w Kosmos, jakiego prawdopodobnie nie znacie. Możecie w nim odkryć dużo więcej, niż wam się wydaje.
Autor już zdradził, że pisze kolejną bajkę naukową, której bohaterką będzie równie ciekawska Cecylka i... genetyka. Czekam z niecierpliwością i po cichu liczę na to, że ilustracje do tej książki również wykona Ania Jamróz.
Janusz L. Wiśniewski, „Marcelinka rusza w kosmos. Bajka trochę naukowa”, il. Anna Jamróz, Wydawnictwo Tadam 2017, 80 s., cena: 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://wydawnictwo-tadam.com.pl/marcelinka-rusza-w-kosmos-bajka-troche-naukowa/
* [wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z opisywanej książki]