Ta książka była dla mnie dużym zaskoczeniem. Gotowanie i duchy? Czemu nie? Ot, kolejna lekka, smakowita opowieść, tyle że delikatnie doprawiona zjawiskami nadnaturalnymi. Zapowiadało się ciekawe, ale nie liczyłam na nic wielkiego. I rzeczywiście – powieść jest o gotowaniu, jest o duchach, czyta się ją szybko, ale... Autorka porusza w niej również trudne kwestie, jak radzenie sobie z odejściem najbliższych, pokonywanie własnych ograniczeń i, co szczególnie ciekawe i nowe, pokazuje świat oczami osoby chorującej na zespół Aspergera, odbierającej go zupełnie inaczej, kolorami, smakami, kształtami. To nietypowe spojrzenie bohaterki-narratorki jest dla książki bardzo dużym plusem.
Zaczyna się od wypadku. A raczej od tego, co dzieje się po śmierci rodziców. Dom pełen jest ludzi, krewnych i znajomych. Wszyscy rozmawiają, współczują, pocieszają, przytulają. Ginny mieszkała z rodzicami, korzystając z ich wsparcia i zawsze mogąc liczyć na wyrozumiałość. Teraz została zmuszona do zetknięcia się z zupełnie innym światem. Światem, którego się boi, którego nie rozumie, czy raczej – który nie rozumie jej. Ginny unika kontaktu wzrokowego i nie lubi być dotykana. Lubi za to samotność. Kiedy się boi, chowa się w szafie albo czyta swoją Księgę Normalności. Nie uważa się za chorą ani nienormalną. Twierdzi, że po prostu ma osobowość. Jael McHenry w bardzo ciekawy, sugestywny sposób ukazuje życie bohaterki z zespołem Aspergera.
Ginny już wcześniej stroniła od ludzi i czuła się najlepiej zamknięta w swoim bezpiecznym świecie. Po śmierci rodziców jest jeszcze gorzej. Nierozumiana i samotna, otacza się własnymi myślami, wspomnieniami i przedmiotami przypominającymi jej mamę i tatę. Nie chce opuszczać ich domu, nie chce pozbywać się należących do nich rzeczy. I nie potrafi porozumieć się z siostrą. Amanda traktuje Ginny jak dziecko i zupełnie nie wierzy w jej samodzielność. Ginny ze wszystkich sił stara się udowodnić siostrze, że potrafi sama o siebie zadbać i że nie jest chora. Próbuje przezwyciężyć własne lęki, na przykład idąc do sklepu. Wcześniej wszystko robili za nią rodzice, myśląc, że w ten sposób ją „chronią”. Ginny nie została nauczona radzenia sobie w życiu, mimo choroby, ponieważ w ogóle nie postrzegano jej jako osoby chorej, nie zdiagnozowano.
W trudnych momentach Ginny znajduje ukojenie także w kuchni – w smakach, zapachach, przepisach z książek kucharskich, dokładnych recepturach spisanych na kartkach, w gotowaniu i kosztowaniu. Kiedy po śmierci rodziców przyrządza toskańską zupę ribollitę, w kuchni pojawia się duch babci Nonny i wypowiada niejasne ostrzeżenie. Kolejne duchy pojawiają się za każdym razem, gdy Ginny gotuje coś według odręcznie spisanej, ulubionej receptury danej osoby. Początkowo niezrozumiałe przestrogi duchów prowadzą do odkrycia rodzinnej tajemnicy... Nie jest to lekkie kobiece czytadło, ale też nie wybitna powieść psychologiczna. „Kuchnia duchów” plasuje się gdzieś po środku. Motyw śmierci rodziców i choroba głównej bohaterki sprawiają, że nie jest to typowa lektura do zabrania na plażę lub zrelaksowania się w wannie pełnej piany. McHenry co prawda pisze lekko, ale niekoniecznie o lekkich sprawach. Mimo przebłysków optymizmu i nadziei, cała opowieść jest raczej… dramatyczna, poważna. Skłania do zadumy, zastanowienia się nad sobą i swoim podejściem do innych osób, zrozumieniem drugiego człowieka, zwłaszcza chorego; nad skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi, a szczególnie rodzinnymi, i dopuszczalnym poziomem ingerencji w czyjeś życie. W końcu – nad definicją normalności i wyjątkowości, ulotnością naszej egzystencji oraz akceptacją nieodwracalnych zmian, w tym straty najbliższych.
Autorka idealnie wyważyła proporcje między światem rzeczywistym, „normalnym”, a sferą magiczną, nadnaturalną (pojawianie się duchów w kuchni). Nawet jeśli nie lubicie opowieści o duchach, w tej książce nie powinny wam przeszkadzać. Szybko polubiłam główną bohaterkę i kibicowałam jej w trudnych chwilach, zwłaszcza gdy stykała się z niezrozumienie ze strony siostry. Ale czasem byłam też na nią zła, gdy nie potrafiła pokonać swoich – dla obserwatora dziwnych, trywialnych – ograniczeń. Okładka książki jest piękna i zachęcająca do zakupu oraz lektury. Duże brawa dla projektanta, Mariusza Banachowicza, choć jego koncepcja może być nieco myląca, przywodząc na myśl właśnie lekką, smakowitą opowiastkę. Poszukiwacze wątków kulinarnych powinni być jednak usatysfakcjonowani (ja jestem), ponieważ Ginny właśnie w kuchni czuje się dobrze, swobodnie. Podczas gotowania skupia się na kolejnych czynnościach, rozluźnia, zatapia w smakach i zapachach, zapominając o problemach, o innych ludziach. Ale opisy gotowania to nie wszystko!
Jael McHenry zamieściła w książce, na początku rozdziałów, osiem przepisów kulinarnych na proste potrawy, ulubione dania członków rodziny Ginny (i nie tylko). Jest tu m.in. zupa z chleba, czekoladowe ciasto nocnych łez, racuszki z sosem kiełbasianym, peruwiańska potrawka z kurczaka i oczywiście ribollita. Właściwie każde z tych dań miałabym ochotę wypróbować, choć nie są specjalnie wyszukane, odkrywcze. Może to z powodu magii opowieści i związku tych potraw z duchami... Oprócz receptur otwierających rozdziały, w książce znajdziecie również opisy przygotowania innych potraw. Co prawda nie tak dokładne, ale można z nich skorzystać. Ciekawostką jest przepis na dwunastominutowe jajka oraz domową ciastolinę.
Jak na książkowy debiut publicystki, blogerki i amatorki domowego jedzenia, „Kuchnia duchów” prezentuje się całkiem smakowicie. Okładka jest miękka, ze skrzydełkami i wybiórczym lakierem. O projekcie graficznym już wspominałam. W środku kremowy papier, czytelna czcionka, receptury na początku rozdziałów stylizowane na różne rodzaje odręcznego pisma. Rozdziały są krótkie, więc wprost się je pochłania. Przygotujcie sobie gorącą czekoladę z odrobiną chili i zatopcie się w lekkiej lekturze. Kto wie co z tego wyniknie...
Jael McHenry, „Kuchnia duchów” (oryg. The Kitchen Daughter), Bukowy Las 2012, 290 s., cena 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: http://bukowylas.pl/ksiazki/kuchnia-duch%C3%B3w