Chyba każda gospodyni domowa, bądź gospodarz, marzy niekiedy, a może i często, o zrobieniu szybkiego obiadu. Na gotowanie nie ma czasu, po pracy jest w domu tyle obowiązków, zmęczenie daje o sobie znać. Nawet najwięksi amatorzy „stania w kuchni” miewają gorsze dni. Poza tym czasem trzeba zacisnąć pasa… finansowo. Wtedy pomocna może być książka z przepisami na proste, tanie i szybkie do przygotowania potrawy, na przykład „Pyszne 25” Anny Starmach. Publikacja przydatna zwłaszcza dla osób początkujących w kuchni albo takich, które uważają, że gotowanie zawsze zabiera dużo czasu, energii i pieniędzy.
Program „Pyszne 25” mnie nie zachwycił. Obejrzałam kilka pierwszych odcinków, ale ani prowadząca, ani otoczenie, ani też ogólny „nastrój” nie zatrzymały mnie na dłużej. Zbyt chłodno i sztywno. Za dużo niepotrzebnych, irytujących dźwięków (szuranie nogami, stukanie miseczek o blaty), a za mało emocji, ciepła, zaangażowania. Z tym większą ciekawością sięgnęłam po książkę Anny Starmach pod takim samym tytułem, zawierającą także receptury prezentowane w programie. Tak jak się spodziewałam, publikacja zrobiła na mnie nieco lepsze wrażenie niż wersja telewizyjna, ale zdecydowanie jest to książka dla osób niemających dużego doświadczenia w gotowaniu. Kucharze na poziomie zaawansowanym albo ci, którzy uwielbiają ciągłe eksperymenty i poznawanie nowych smaków raczej nie będą usatysfakcjonowani tak dużą liczbą dobrze znanych, tradycyjnych przepisów. Adresat został dość wyraźnie określony.
Starmach pisze we wstępie: „Nie wiem czy to twoja pierwsza książka kucharska, ale na pewno jedyna, która będzie c i towarzyszyć każdego dnia, która udowodni ci, że gotowanie może być proste i przyjemne, z którą nie będziesz mógł się rozstać”. Książek kucharskich mam w domu ogromne ilości i ta na pewno nie będzie moją ulubioną, ale – podkreślę to raz jeszcze – nie jestem jej właściwym odbiorcą. Wiem jak zrobić frytki, zupę krem z dyni, naleśniki i kokosanki. Jeżeli znacie kogoś, kto jest kulinarnym antytalenciem, nie potrafi, nie lubi albo boi się gotować, książka „Pyszne 25” rzeczywiście może go zmobilizować do podjęcia kolejnej próby. Autorka zachęca do bawienia się gotowaniem oraz do notowania w książce własnych uwag, modyfikacji czy nowych przepisów: „(...) od dziś to twoja książka. Notuj w niej, pisz na marginesach, zaginaj strony, doklejaj uwagi, zmieniaj proporcje, dokładaj składniki”. Niemal pod każdym przepisem jest puste miejsce na notatki, a dodatkowe pięć stron na końcu publikacji. Jeśli lubicie pisać po książkach, w przypadku tej nie musicie mieć żadnych wyrzutów sumienia – droga wolna!
Na samym początku został zamieszczony spis treści w formie miniaturowych zdjęć wszystkich dań z podpisami i numerami stron. To bardzo wygodne rozwiązanie, pozwalające szybko znaleźć potrawę, którą zapamiętaliśmy podczas przeglądania publikacji albo wybrać taką, która w danej chwili wizualnie przypadnie nam do gustu. Przepisy zostały podzielone na dwie kategorie – na słono i na słodko. Przed każdą częścią znajduje się kilka zdań od autorki. Receptury są bardzo proste, opisy przygotowania przeważnie krótkie, zrozumiałe, a na listach składników jest niewiele pozycji, w dodatku raczej niedrogich i powszechnie dostępnych. Przy każdym przepisie Starmach dodaje jeszcze kilka słów od siebie – o historii potrawy, związanych z nią wspomnieniach, wykorzystywanych produktach, sposobach podania. Nie zabrakło również informacji o liczbie porcji.
Wśród trzydziestu pięciu propozycji „na słono” znajdziecie m.in. cukinię faszerowaną, domowe frytki, błyskawiczne fondue serowe, krem porowy z serem pleśniowym, zupę dyniową z kurczakiem, hiszpański omlet, spaghetti z łososiem oraz polędwiczki wieprzowe marynowane w miodzie. Autorka zapewnia, że „Tych przepisów nie da się zepsuć, można je tylko ulepszać. Jak? Używając świeżych i aromatycznych produktów. Najlepiej więc warzywa i zioła kupować na targu u sprawdzonych sprzedawców, po ryby i mięsa sięgać tylko wtedy, gdy ma się pewność co do ich jakości i świeżości”. To cenna uwaga dla początkujących. Dalej mamy trzydzieści pięć przepisów „na słodko”, np. placuszki z bananami, jabłka w cieście, pomarańczowe naleśniki Suzette, domowa granola, błyskawiczny sorbet owocowy, ciasteczka w piegi, kokosanki, tiramisu, mus czekoladowy, torcik orzechowy babci Romy czy słodko-kwaśny krem cytrynowy.
Mogę sobie wyobrazić, że prezentowane przez Annę Starmach dania są rzeczywiście pyszne. Smak niektórych pamiętam z dzieciństwa. Często najlepsze jest to, co najprostsze. Ale nie do końca wierzę w zasadę „25”. Niektóre potrawy rzeczywiście da się przyrządzić w dwadzieścia pięć minut i za dwadzieścia pięć złotych, a nawet mniej. Jednak są tu również takie, którym potrzeba więcej czasu i więcej pieniędzy. Wiele propozycji z książki przygotujecie z tego, co zazwyczaj jest w domu, z produktów podstawowych dostępnych w każdym sklepie. Ale do innych trzeba kupić droższe składniki, jak kapary, orzeszki pinii, sery, łosoś, pstrąg, ocet balsamiczny, dobre wino albo parmezan. Być może zawierająca je potrawa zmieści się w dwudziestu pięciu złotych, jeśli przyjmiemy, że do jej przyrządzenia potrzebujemy tylko kawałka parmezanu. Ale ser i tak trzeba kupić w całości.
Łącznie znajdziecie w książce siedemdziesiąt przepisów, każde z całostronicowym zdjęciem autorstwa Piotra Bolko. Na końcu został jeszcze zamieszczony „Niezbędnik” z szesnastoma praktycznymi poradami – ośmioma „na słono” i ośmioma „na słodko”. Autorka pisze jak przygotować bulion warzywny, majonez, winegret, masło klarowane, jak obrać paprykę ze skórki, zrobić kruche ciasto, domowy cukier waniliowy, lukier cytrynowy albo sos czekoladowy. Na każdej stronie są dwie porady wraz z małym zdjęciem. To bardzo przydatny rozdział dla osób początkujących.
Fotografie są ładne, papier śliski, format niewielki, wygodny (16x20 cm). Oprawa miękka, grzbiet klejony, więc przy intensywnym użytkowaniu i rozkładaniu „na siłę” może się rozpaść. Niestety, nie można wygodnie korzystać z książki podczas gotowania, ponieważ zamyka się po otwarciu. Ogólne wrażenie jest dosyć miłe, choć pod względem graficznym publikacja nie hołduje współczesnym trendom. Zwłaszcza zdjęcie okładkowe wygląda staromodnie, jak z książek wydawanych przed dwudziestoma laty. Nie jest to zarzut, jedynie obserwacja. Może nawet dzięki temu książka wyróżni się na półce wśród błyszczących, intensywnie kolorowych okładek... Fotografii Ani Starmach jest w środku niewiele, zaledwie pięć. Mnie to cieszy, ponieważ wolę oglądać dania albo składniki, ale jej fanów ten fakt zapewne zasmuci.
Jeśli w swoim życiu przeczytaliście już wiele książek, magazynów lub blogów z przepisami i spędziliście w kuchni długie godziny, zapewne wiecie jak zrobić owsiankę, frytki oraz jabłka w cieście. W końcu to żadna wielka filozofia, o czym zapewnia również autorka programu i książki „Pyszne 25”. Nie znajdziecie tu zbyt wielu nowych pomysłów. Niemniej początkującym można tę publikację polecić – przepisy proste, składniki w większości łatwo dostępne i niedrogie. Każdą potrawę bez problemu przygotuje nawet największy kulinarny antytalent. Czy będzie smakowało? Czy będzie za maksymalnie dwadzieścia pięć złotych i w nie więcej niż dwadzieścia pięć minut? To już inna historia...
Książka „Pyszne 25” pod każdym względem – merytorycznym i estetycznym – jest poprawna. Ani nie odrzuca, ani nie zachwyca. Zabrakło mi jednak szczypty indywidualizmu, oryginalności, wyraźnej myśli przewodniej (zasada „25” nie jest do końca przekonywująca). Większość z prezentowanych tu przepisów dobrze znam, przewijają się w wielu innych publikacjach. Aby ponownie je „sprzedać”, trzeba w atrakcyjny sposób „pokazać je na nowo”, nieco zmodyfikować.
Trochę szkoda, że absolwentka Le Cordon Bleu i jurorka polskiej edycji programu MasterChef proponuje czytelnikom oraz widzom głównie zwyczajne dania. Choć co dla jednych minusem, dla drugich może być plusem. Kto wie, może Starmach szykuje dla nas kolejną, tym razem bardziej „wyszukaną” książkę? Bardzo chciałabym ją poznać z tej drugiej kulinarnej strony.
Fotografie są ładne, papier śliski, format niewielki, wygodny (16x20 cm). Oprawa miękka, grzbiet klejony, więc przy intensywnym użytkowaniu i rozkładaniu „na siłę” może się rozpaść. Niestety, nie można wygodnie korzystać z książki podczas gotowania, ponieważ zamyka się po otwarciu. Ogólne wrażenie jest dosyć miłe, choć pod względem graficznym publikacja nie hołduje współczesnym trendom. Zwłaszcza zdjęcie okładkowe wygląda staromodnie, jak z książek wydawanych przed dwudziestoma laty. Nie jest to zarzut, jedynie obserwacja. Może nawet dzięki temu książka wyróżni się na półce wśród błyszczących, intensywnie kolorowych okładek... Fotografii Ani Starmach jest w środku niewiele, zaledwie pięć. Mnie to cieszy, ponieważ wolę oglądać dania albo składniki, ale jej fanów ten fakt zapewne zasmuci.
Jeśli w swoim życiu przeczytaliście już wiele książek, magazynów lub blogów z przepisami i spędziliście w kuchni długie godziny, zapewne wiecie jak zrobić owsiankę, frytki oraz jabłka w cieście. W końcu to żadna wielka filozofia, o czym zapewnia również autorka programu i książki „Pyszne 25”. Nie znajdziecie tu zbyt wielu nowych pomysłów. Niemniej początkującym można tę publikację polecić – przepisy proste, składniki w większości łatwo dostępne i niedrogie. Każdą potrawę bez problemu przygotuje nawet największy kulinarny antytalent. Czy będzie smakowało? Czy będzie za maksymalnie dwadzieścia pięć złotych i w nie więcej niż dwadzieścia pięć minut? To już inna historia...
Książka „Pyszne 25” pod każdym względem – merytorycznym i estetycznym – jest poprawna. Ani nie odrzuca, ani nie zachwyca. Zabrakło mi jednak szczypty indywidualizmu, oryginalności, wyraźnej myśli przewodniej (zasada „25” nie jest do końca przekonywująca). Większość z prezentowanych tu przepisów dobrze znam, przewijają się w wielu innych publikacjach. Aby ponownie je „sprzedać”, trzeba w atrakcyjny sposób „pokazać je na nowo”, nieco zmodyfikować.
Trochę szkoda, że absolwentka Le Cordon Bleu i jurorka polskiej edycji programu MasterChef proponuje czytelnikom oraz widzom głównie zwyczajne dania. Choć co dla jednych minusem, dla drugich może być plusem. Kto wie, może Starmach szykuje dla nas kolejną, tym razem bardziej „wyszukaną” książkę? Bardzo chciałabym ją poznać z tej drugiej kulinarnej strony.
Anna Starmach, „Pyszne 25”, Znak 2013, 170 s., cena 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy, z bezpłatnym fragmentem: www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3681,Pyszne-25