Na tę książkę czekałam z niecierpliwością, jak na każdą kolejną pozycję wydawaną w serii Dolce Vita. Lubię tę jakość wydania i piękne okładki. Lubię historie rozgrywające się w dalekich krajach, pełne przygód, dziecięcych zabaw, ciekawych historii, nieznanych obyczajów i obficie przyprawione lokalnymi smakołykami. W tej publikacji Jaffrey opisuje lata swojej młodości spędzone w Delhi, a trzeba dodać, że nie było to dzieciństwo biedne i trudne. Autorka wywodzi się z zamożnej i licznej rodziny. W ich domu, czy raczej domach, nigdy nie było pusto i zawsze znalazł się jakiś kuzyn lub kuzynka do zabawy. Początek książki nieco mnie znużył skrótowością podawanych informacji, nierozwijaniem wątków i licznymi historycznymi wtrąceniami, ale szybko dałam się porwać opisom indyjskich obyczajów i smaków, które zaczęły się pojawiać na następnych stronach.
Jaffrey pisze o rzeczach dobrych i złych, wydarzeniach radosnych i smutnych. Z jednej strony niczego jej właściwie nie brakowało – miała liczną rodzinę i raczej beztroskie życie, pełne zabawy i smakołyków, a jako piąte dziecko miała również większą swobodę w kreowaniu własnej przyszłości. Można powiedzieć, że miała dzieciństwo miodem płynące (imię Madhur znaczy „słodka jak miód”). W dodatku jej rodzina przynależała do podkasty pisarzy, co zdawało się idealnie jej odpowiadać. Jednak z drugiej strony patriarchalny model rodziny, z dominującą pozycją dziadka, oraz konieczność ciągłego zabiegania o względy najważniejszych jej członków odbijały na jej losie swego rodzaju piętno. Ale mimo wszystko, mimo nakreślonej w tle dramatycznej historii kraju i rodzinnych dramatów, cała opowieść wydaje się raczej pozytywna i ciepła. Może częściowo przez panujące w Indiach upały, egzotyczne dla nas zwyczaje i niespotykane krajobrazy, a także wszechobecne w kuchni rozgrzewające przyprawy.
„Wśród mangowych drzew” to książka pełna barwnych wspomnień i ciekawych historii, choć szkoda, że niektóre z nich nie zostały bardziej rozwinięte. Co chwilę czytamy albo o dziecięcych zabawach, rodzinnych obyczajach albo ważnych świątecznych obrządkach. Wszystkiemu towarzyszą oczywiście zniewalające indyjskie smaki. Opisywanie więzi rodzinnych wydaje się być dla Jaffrey tak samo ważne, jak wychwalanie rodzimej kuchni. Co ważne, główne posiłki są jedzone we wspólnym gronie. Ta książka jest wprost przepełniona jedzeniem. Jaffrey opisuje nie tylko sposób przygotowywania różnych potraw, lecz także zwyczaje związane z ich podawaniem, spożywaniem, zachowaniem przy stole. Wspomina rodzinne śniadania, piknikowe wyprawy, codzienne obiady i świąteczne posiłki, a także pyszności kupowane u ulicznych sprzedawców. Taką samą uwagę przykłada do skomplikowanych mięso-warzywnych potraw bogatych w aromatyczne przyprawy, jak do pojedynczego owocu liczi, zielonego migdału czy kęsa schłodzonego soczystego mango. Od czytania licznych opisów indyjskich (i nie tylko) przysmaków aż cieknie ślinka…
Dla tych, którzy chcieliby przygotować sobie w domu niektóre opisywane w książce specjały, autorka podaje trzydzieści dwa oryginalne rodzinne receptury. Wszystkie zostały zgromadzone na końcu publikacji, na odróżniającym się szarym papierze. Znajdziecie tu m.in. przepis na paszteciki jagnięce, ziemniaki z pomidorami, kurczaka w sosie jogurtowo-migdałowym, klasyczną kaczkę curry z kolendrą i kardamonem, nadziewanego piżmiana, marchewkę z zieloną kozieradką, złotą fasolę ze szpinakiem, ciasteczka z kminkiem, lekki pudding ryżowy (wypróbowałam, całkiem smaczny) czy świeżą lemoniadę. Przy każdym przepisie znajdziecie liczbę porcji oraz kilka zdań wprowadzenia – o historii dania, ewentualnie tradycyjnym sposobie serwowania czy zwyczajowych dodatkach. Na początku części z przepisami zamieszczono ich spis, dzięki czemu szybko można odnaleźć konkretną potrawę.
Składniki używane w podanych w książce przepisach są w większości łatwo dostępne. Właściwie najtrudniejsza do kupienia u nas może być koźlina czy mąka na ćapati, ale nie są one stosowane aż tak często. Jeśli zaopatrzycie się w tradycyjnie używane w Indiach przyprawy, takie jak chili, kozieradka, kolendra, kmin, garam masala, kurkuma, czarnuszka, asafetyda, amćur (czyli sproszkowane zielone mango), świeży imbir czy tamaryndowiec, możecie już rozpocząć podróż do krainy niezwykłych smaków wspominanych przez Madhur Jaffrey.
Co jakiś czas w tekście pojawiają się czarno-białe zdjęcia z archiwum autorki, na których widzimy głównie członków jej rodziny w tradycyjnych stronach, zazwyczaj w większych grupach. Jest tu również drzewo genealogiczne (na początku). Książka składa się z prawie trzydziestu krótkich rozdziałów. Czytało się ją szybko i przyjemnie. Apetyt został rozbudzony, posiłek był smaczny, ale chciałoby się więcej. A może to wrażenie niedosytu było zamierzone? Wszak pewne przysłowie – akurat nie indyjskie, lecz japońskie – mówi, że należy „Odchodzić od stołu z żołądkiem wypełnionym w ośmiu dziesiątych”… Choć zgadzam się z powyższym stwierdzeniem, to mam jednak nadzieję, że doczekamy się jakiegoś ciągu dalszego, kontynuacji bądź rozwinięcia wspomnień autorki albo przekładów jej książek kulinarnych poświęconych indyjskiej kuchni – byłaby to „wisienka na torcie”, czy raczej posiekana świeża kolendra na curry z kurczaka. Dopełnienie prawdziwej indyjskiej uczty.
Madhur Jaffrey, „Wśród mangowych drzew. Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach” (oryg. Climbing the Mango Trees. A Memoir of a Childhood in India), Czarne 2013, seria Dolce Vita, 312 s., cena 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: czarne.com.pl/katalog/ksiazki/wsrod-mangowych-drzew