Jakiś czas temu przeglądając magazyny kulinarne w salonie prasowym, natknęłam się na „Filiżankę Smaków”. Przewertowałam kilka stron i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest to nie tylko magazyn „do poczytania przy kawie i herbacie”, jak głosi napis na okładce, lecz cały tytuł poświęcony głównie tym właśnie napojom. Herbatę lubię, kawy nie pijam, ale uwielbiam kawowe słodycze. „Filiżanka Smaków” zaciekawiła mnie na tyle, że zabrałam ją ze sobą do domu. Dzięki uprzejmości wydawcy mogłam zapoznać się również z kilkoma poprzednimi numerami. Jak to właściwie jest z tą „Filiżanką...”. Warto z niej pić, czy też wystarczy ulubiony, wysłużony kubek?
„Filiżanka Smaków” wcześniej ukazywała się jako pismo bezpłatne. Od września 2012 r. dostępna jest jako miesięcznik w salonach prasowych w całym kraju w cenie 6,50 zł, w zmienionej szacie graficznej, z dwa razy większą objętością i bardziej atrakcyjnym wnętrzem. Znajdziecie tu nie tylko informacje o kawie i herbacie, ich historii, produkcji, kulturze spożywania, lecz także wiele ciekawostek na temat kakao, przypraw i owoców oraz artykuły o zdrowiu, dobrym samopoczuciu, stylu życia, ekologii, sprawiedliwym handlu, podróżach i wszystkich smakach oraz radościach codzienności. Cała treść została podzielona na kilka części. „Miejsca magiczne” to dział podróżniczy, „W 80 smaków dookoła świata” opisuje dzieje napojów oraz smakowite miejsca, zarówno współczesne, jak i historyczne. „Przewodnik smaków” to przegląd specjałów z różnych stron świata, a jednocześnie poradnik, dzięki któremu można wybrać najlepszą herbatę lub czekoladę. W „Niezbędnikach” znajdziecie rozmaite gadżety, sztućce, filiżanki, kubki i inne przydatne akcesoria – tu również współczesność łączy się z historią. „Smaki dla duszy i ciała” to dział poświęcony stylowi życia, ruchowi slow life i różnym sposobom oraz produktom, które mogą uprzyjemnić nam życie, pomóc w przystopowaniu i zrelaksowaniu się. Do tego „Ciekawostki”, „Nowości” i „Prezenty”.Po przeczytaniu jednego numeru byłam zaintrygowana. Po lekturze kolejnych czterech miałam już wrażenie, że niektóre treści się powtarzają. Autorzy piszą co prawda o różnych aspektach historii kawy czy herbaty, ale jednak pewne elementy pozostają wspólne, niezmienne, przez co można mieć wrażenie, że natykamy się na bardzo podobne treści. Jeśli znacie dzieje najpopularniejszych na świecie napojów, wiecie skąd pochodzą, jak się je przyrządza, przeczytaliście kilka książek na ten temat (lub przynajmniej jedno dobre opracowanie) albo też śledzicie w internecie jakiś blog poświęcony temu zagadnieniu... Krótko mówiąc, jeśli wasza wiedza wykracza poza przeciętny poziom – w „Filiżance Smaków” możecie nie znaleźć zbyt wielu nowych informacji. Oczywiście jest tu dużo rozmaitych smaczków, które warto poznać, ale mimo wszystko jest to pismo raczej dla osób początkujących, amatorów niż dla fachowców czy wieloletnich pasjonatów. Ci drudzy zapewne odczują niedosyt.
Co mnie szczególnie zaciekawiło? Z numeru wrześniowego artykuł o sprawiedliwym handlu, „Herbatka bez gorsetu” – o rozwoju kultury picia herbaty oraz „Wiedz, co jesz”, czyli materiał o czytaniu etykiet na produktach i wybieraniu tych najbardziej wartościowych. Tak, niestety... również producenci kawy i herbaty niejednokrotnie próbują sprzedać nam wyroby kawo- lub herbatopodobne... Bądźcie czujni! W numerze październikowym na początek nietypowo – „Podglądanie ptaków”, a później materiał zatytułowany „Prehistoria czekolady”, w którym zamieszczono cennik różnych towarów, za które płacono ziarnami kakao. Za dwieście ziaren można było kupić indyka, za trzy ziarna indycze jajo, a za jedno dużego pomidora. Jest w tym numerze również przydatna „Ściąga z herbaty”, w której podano zestawienie różnych rodzajów herbat wraz z informacją o odpowiedniej temperaturze wody oraz czasie zaparzania. (Przyznam, że do tej pory traktowałam tę czynność dość mechanicznie – kubek, torebka z herbatą, wrzątek z czajnika i gotowe. Ale obiecałam sobie w najbliższym czasie przejście na herbaty liściaste, przynajmniej w domu, zaparzane tak, jak należy. Za ten mobilizujący impuls bardzo „Filiżance…” dziękuję, a w następnych numerach proszę o sugestie dotyczące wyboru najlepszego czajniczka do zaparzania.) Tekst „Uwaga! Zwolnij!” mówi o ruchu slow life, a „Najdroższe kawy świata” o napojach dla prawdziwych kawoszy. Można się z niego dowiedzieć, że w 2006 r. najdroższą kawą była Kopi Luwak z Indonezji, kosztująca 160 dolarów za niecałe pół kilograma, wytwarzana z ziaren kawowych częściowo przetrawionych i wydalonych przez pewne sympatyczne zwierzątko zwane luwakiem. Obecnie najdroższa jest Black Ivory, wytwarzana z ziaren kawy trawionych i wydalanych przez słonie. W numerze grudniowo-styczniowym z przyjemnością przeczytałam materiał „O starym pierniku” oraz „Historię niepozornych goździków”.
A co w najnowszym wydaniu? Na początek wizyta w Muzeum Czekolady w Kolonii oraz podróż do Darjeeling. O ile drugi tekst jest nawet interesujący, o tyle pierwszy przypomina sztampową ulotkę reklamową. Opis tak niezwykłego muzeum można było przygotować bardziej zachęcająco, w lżejszym, a nawet nieco osobistym stylu. Dalej mamy trochę informacji o historii herbaty w Europie, o karobie, od którego nazwy i wagi wzięła się jednostka „karat”, stosowana w jubilerstwie do dziś, szklanych pułapkach, czyli kieliszkach, lampkach i innych naczyniach, z których pijemy różne trunki, o fałszowaniu kawy, herbaty, czekolady i cukru („Luksus na miarę czasów”), a także o… czosnku. Jest tu również tekst o herbacie matcha z przepisem na zielone gnocchi oraz fantastyczny materiał „Naparu moc uwięziona” – o historii torebek z herbatą. Zobaczycie tu nietypowe torebki z „ramionami” (m.in. z wizerunkiem Dalajlamy czy Audrey Hepburn) oraz sposoby wykorzystania tego prozaicznego przedmiotu przez pomysłowych artystów.
Teksty są w większości niewyczerpujące, pisane bardziej na poziomie popularnym niż profesjonalnym. W niektórych przypadkach nie przypadł mi do gustu nieco zbyt „sztywny” styl. Ale jeśli sięgniecie po to pismo „do poczytania przy kawie i herbacie”, ogólnie powinniście być zadowoleni. Artykuły są lekkie, niezobowiązujące. Będą raczej punktem wyjścia do szukania dalszych materiałów na szczególnie interesujące nas tematy niż źródłem kompleksowej informacji. Ubolewam, że nie znalazło się tu więcej przepisów. W ostatnim numerze jest zaledwie jeden, we wcześniejszych dwa na sałatki z użyciem granatu oraz na mole poblano (nie liczę przepisu z reklamy cukru ze spikselizowanym zdjęciem keksu). Kiedy czytamy o różnych smakołykach i rozkoszach życia, aż się prosi, by coś sobie upichcić albo przyrządzić wyjątkowy napój... Brakuje mi również recenzji książek bądź filmów, choćby tylko poświęconych herbacie, kawie, czekoladzie i innym pysznościom, które mogą znaleźć się w naszych filiżankach… Książek takich jest dość dużo, a rzetelne opinie o nich mogłyby być dla czytelników „Filiżanki…” cennym drogowskazem, gdzie najlepiej szukać rozwinięcia poruszanych na łamach pisma tematów. Tytuły klimatycznych filmów pachnących kawą lub herbatą na pewno również spotkałyby się z ciepłym przyjęciem. Czy może być coś lepszego w zimowy wieczór niż gorąca czekolada, ciekawy artykuł w gazecie, a później dobra książka lub film?
Wizualnie „Filiżanka Smaków” prezentuje się poprawnie. Układ graficzny jest bardzo prosty, zdjęcia autorskie przeplatają się ze zdjęciami pozyskanymi od opisywanych firm lub osób. Przy wielu materiałach pojawiają się oryginalne rysunki. Jest czysto i estetycznie, ale bez „fajerwerków”. Reklamy – jedne większe, nawet całostronicowe, inne mniejsze, umiejscowione na dole strony, są na szczęście nienachalne i w miarę dobrze dopasowane do treści pisma (np. kawa, herbata, przyprawy, mleko, kosmetyki, hotel).
Zakup tego miesięcznika nie jest dużym wydatkiem, a trochę nowinek można w środku znaleźć. Jeśli szukacie lekkich artykułów do poczytania przy małej porannej herbacie, „Filiżanka Smaków” może się wam spodobać. Jeśli jednak w temacie napojów, przypraw, zdrowego stylu jedzenia i życia macie już spore doświadczenie i dużą wiedzę, lektura może być dla was trochę nużąca, zbyt podstawowa.
Najlepiej sprawdźcie sami jak smakuje „Filiżanka…” – w wersji papierowej albo elektronicznej. Kilka pierwszych łyków pozwoli wam na wyrobienie sobie własnego zdania. Piękne jest to, że znaleźli się pasjonaci, którzy od lat tworzą pismo poświęcone głównie kawie, herbacie i czekoladzie. Ciekawa jestem, o czym będą pisać za pięć, dziesięć lat? Czy wystarczy im tematu i zapału, czy też pismo będzie ewoluować bardziej w stronę stylu życia? Czas pokaże. A tymczasem przygotujcie sobie filiżankę gorącego, pachnącego napoju i zanurzcie się choćby na kilka chwil w tej aromatycznej lekturze.
Najlepiej sprawdźcie sami jak smakuje „Filiżanka…” – w wersji papierowej albo elektronicznej. Kilka pierwszych łyków pozwoli wam na wyrobienie sobie własnego zdania. Piękne jest to, że znaleźli się pasjonaci, którzy od lat tworzą pismo poświęcone głównie kawie, herbacie i czekoladzie. Ciekawa jestem, o czym będą pisać za pięć, dziesięć lat? Czy wystarczy im tematu i zapału, czy też pismo będzie ewoluować bardziej w stronę stylu życia? Czas pokaże. A tymczasem przygotujcie sobie filiżankę gorącego, pachnącego napoju i zanurzcie się choćby na kilka chwil w tej aromatycznej lekturze.
„Filiżanka Smaków”, 1/2013 (luty), 64 s., cena 6,50 zł.