O książce „Przepis na życie” myślałam już od dłuższego czasu. A raczej – posługując się „kulinarną” metaforą – ostrzyłam sobie na nią zęby, z racji samego tytułu i okładki. Z opisu publikacji dowiedziałam się, że istnieje serial telewizyjny o takim samym tytule, będący pierwowzorem dla książki. Zdecydowanie wolę, kiedy to książka stanowi inspirację dla filmu, ponieważ w większości przypadków jest dużo lepsza. Jednak tym razem popełniłam błąd, kiedy chcąc wykazać się rzetelnością, obejrzałam kilka pierwszych odcinków serialu. Po tym w książce nie było już niczego, co mogło mnie zaciekawić lub zaskoczyć...
O czym właściwie jest książka i serial? Hitchcock powiedział, że w filmie najpierw powinno nastąpić „trzęsienie ziemi”, a później napięcie powinno stale rosnąć. I nie odnosi się to tylko do filmów grozy. I chyba w ogóle nie tylko do filmów – emocje już od pierwszych chwil. W „Przepisie na życie” od razu mamy „trzęsienie”. Na samym początku na główną bohaterkę Ankę, kobietę w średnim wieku, spada lawina nieszczęść. Najpierw traci pracę w korporacji. Później mąż zostawia ją dla innej kobiety po szesnastu latach małżeństwa. Anka boryka się także z problemami dorastającej córki Mani oraz „niesfornej” mamy Ireny. A niedługo okazuje się, że jest w ciąży z... byłym już mężem. Ankę podtrzymuje na duchu przyjaciółka Pola, pozytywnie nastawiona do życia, a szczególnie do mężczyzn. Kiedy Anka staje w końcu na nogi, postanawia wziąć swoje życie we własne ręce i zadbać o przyszłość oraz samorozwój. Po długich poszukiwaniach pracy (niełatwych, z racji ciąży), zostaje w końcu zatrudniona na zmywaku w restauracji Imbir. Dalszy ciąg łatwo sobie wyobrazić – wspaniały amerykański scenariusz, od zmywaka do znanego szefa kuchni. Anka gotuje przecież od wielu lat i zna się na rzeczy! A szef kuchni Imbiru szybko zauważa jej samorodny talent i... kobiece wdzięki.
Główna bohaterka zmaga się z różnymi problemami i stopniowo układa sobie życie, odnajduje się w nowej rzeczywistości. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zbyt duże nagromadzenie negatywnych (mimo wszystko) emocji. Co chwilę ktoś tu się obraża, podnosi głos, wychodzi oburzony z domu. Co chwilę ktoś kogoś przeprasza, tłumaczy się, tak jakby nie można było harmonijnie przeżyć choćby jednego dnia. Oczywiście, w życiu i tak bywa (choć nie musi), ale chyba nie o takie budowanie „napięcia” chodziło Hitchcockowi. Agnieszka Pilaszewska, z całym szacunkiem dla jej artystycznego dorobku, Hitchcockiem nie jest i stworzyła lekturę (tudzież serial) według swoich zasad. Jak dla mnie fabuła jest trochę przekombinowana, zbyt nasycona podobnymi, dość schematycznymi scenami, zachowaniami (podejrzenie o zdradę, wyrzuty, przepraszanie i tak w kółko). Plus należy się za pokazywanie silnych, zaradnych kobiet, chwilami zabawne dialogi i zbudowanie ciekawych bohaterów drugoplanowych (Beatka i Żabcia, Pola). Ale nad wieloma wątkami można było jeszcze popracować... Mimo licznych zwrotów akcji i często wprowadzanych nowych wątków, fabuła wydaje się jednak zbyt przewidywalna. Wiem, to nie jest powieść akcji, tylko obyczajowa, ale i tu poprzeczkę można ustawić trochę wyżej. Cały czas mam też wrażenie, że jak na lekką, optymistyczną lekturę, trochę za dużo tu sytuacji „niepewnych”, wyjaśniania, poważnych rozmów. I ton bohaterów zbyt często jest podniesiony, nerwowy, co, niestety, nie sprawia przyjemnego wrażenia.
Główna bohaterka uwielbia gotować i w końcu zatrudnia się w restauracji, więc w książce (i serialu) odnajdziecie wiele scen dotyczących pichcenia albo jedzenia, choć często są one – przynajmniej w wersji literackiej – zaledwie zarysowane. Pilaszewska opisuje po prostu to, co Anka gotuje, bez większych zachwytów, metafor, czy artystyczno-kulinarnych doznań, które pobudziłyby kubki smakowe czytelnika. Zazwyczaj scenom gotowania towarzyszy konkretny przepis. Łącznie jest ich w książce około dwudziestu. Co przygotowuje Anka? Między innymi zupę z dyni, sałatkę z cukinii czy schab z białym winem i szałwiowym pesto. Przepisy są dość proste, opisane zrozumiałym językiem. Może po tak utalentowanej kucharce i sławnym szefie kuchni spodziewałam się czegoś więcej niż potraw niemal domowych... Ale to w końcu powieść, a nie książka kucharska. Miło, że w ogóle pojawiło się tu kilka przepisów.
Mimo iż bohaterka kreowana jest na miłośniczkę gotowania, amatorkę, ale znającą się na rzeczy, kreatywną i utalentowaną, a do tego pierwsze kroki stawia u samego Jerzego Knappe, który zaprasza nas do swojej restauracji, czegoś mi w tym kulinarnym klimacie zabrakło… Ani film, ani powieść nie zainspirowała mnie do gotowania, eksperymentowania. Niczego nowego się nie nauczyłam. A szkoda... Pilaszewska mogła przemycić choćby kilka praktycznych wskazówek dla kucharzy-amatorów, prosto od wielkiego szefa kuchni. To na pewno podniosłoby wiarygodność książki, zniwelowałoby odczucie powierzchownego potraktowania tematu. Niestety, nie potrafiłam się zachwycić scenami gotowania, opisami potraw ani nawet fragmentami rozgrywającymi się w restauracji. Nie czułam autentycznego restauracyjnego nastroju ani też miłości do gotowania. Albo autorka spędziła za mało czasu na restauracyjnym zapleczu, albo nie lubi gotować. A może po prostu wymagam zbyt wiele, a w przypadku tej powieści wątek kulinarny jest tylko dodatkiem, wabikiem? Równie dobrze Anka mogłaby pracować w redakcji tabloidu albo na stacji benzynowej, gdzie zakochałaby się w swoim utalentowanym szefie i pięła po szczeblach kariery, pichcąc sobie coś w domu po pracy.
Popełniłam błąd, oglądając najpierw kilka odcinków wersji telewizyjnej, a dopiero później sięgając po lekturę. Uznałam jednak, że jeśli film był pierwszy, to należy zapoznać się najpierw z nim, choćby tylko częściowo. Od książki zawsze wymagam więcej niż od filmu i zazwyczaj nie jestem zawiedziona. W tym przypadku książka jest niemal wierną kopią serialowego scenariusza. Prawie same dialogi, identyczne sceny, krótkie zdania i niewielkie pole do popisu dla wyobraźni czytelnika. Nie polubiłam żadnego bohatera, choć grupa niesfornych staruszków oraz Żabcia i Beatka wykreowani są całkiem sympatycznie. Czegoś mi w tej książce zabrakło, a przecież wydawało się, że będzie to dla mnie idealna lektura – niosąca pozytywne przesłanie, pokazująca kobietę wspinającą się na szczyt i w dodatku z wątkiem kulinarnym! Może wrócę do niej za jakiś czas, kiedy w mojej pamięci zatrze się nieco serialowy obraz. A wam radzę zawsze czytać książki przed obejrzeniem filmowych adaptacji (bądź też, jak w tym przypadku, pierwowzorów). Jeśli zrobicie odwrotnie, może się okazać, że smak książki nie podoła waszym oczekiwaniom. Szkoda – taka gruba książka i zapowiadała się tak pysznie!
Jestem ciekawa, czy Agnieszka Pilaszewska planuje wydanie kolejnych tomów opowieści o Ance i Jerzym oraz pozostałych bohaterach. „Przepis na życie” kończy się bowiem tak, jak historia opowiedziana w ostatnim odcinku pierwszego serialowego sezonu. Przyznam, że następne części w wersji papierowej bardzo by mnie ucieszyły, ale pod warunkiem, że autorka poświęci im trochę więcej czasu i popracuje nad tym, aby czytelnik miał przy lekturze więcej zabawy, nie odbierał jej jako kalki ze scenariusza. Dla tych, którzy nie oglądali serialu, a szukają w miarę lekkiej i odprężającej powieści o miłości i przyjaźni, w której ciągle coś się dzieje, a od czasu do czasu ktoś w tle miesza w rondelkach i garnkach, polecam – może nie do zachwycenia się, ale do spróbowania.
Jestem ciekawa, czy Agnieszka Pilaszewska planuje wydanie kolejnych tomów opowieści o Ance i Jerzym oraz pozostałych bohaterach. „Przepis na życie” kończy się bowiem tak, jak historia opowiedziana w ostatnim odcinku pierwszego serialowego sezonu. Przyznam, że następne części w wersji papierowej bardzo by mnie ucieszyły, ale pod warunkiem, że autorka poświęci im trochę więcej czasu i popracuje nad tym, aby czytelnik miał przy lekturze więcej zabawy, nie odbierał jej jako kalki ze scenariusza. Dla tych, którzy nie oglądali serialu, a szukają w miarę lekkiej i odprężającej powieści o miłości i przyjaźni, w której ciągle coś się dzieje, a od czasu do czasu ktoś w tle miesza w rondelkach i garnkach, polecam – może nie do zachwycenia się, ale do spróbowania.
Agnieszka Pilaszewska, „Przepis na życie”, Wydawnictwo Literackie 2012, 468 s., cena: 39,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/2453/Przepis-na-zycie---Agnieszka-Pilaszewska