Mikołajek – postać sympatycznego
urwisa, stworzona przez
René Goscinny’ego
i Jean-Jacques'a Sempé. Znają go chyba wszyscy. W opowieściach
o Mikołajku i jego kolegach
często można odnaleźć
„kulinarne” fragmenty, głównie
sceny konsumowania. Potencjał
został wykorzystany i tak
powstała książeczka zbierająca
przepisy na potrawy, które
bohaterowie Goscinny’ego
mogli pałaszować.
„Przepisy Mikołajka” to
prawdziwa gratka dla fanów
tej postaci, a także
pomocna publikacja dla
tych, którzy lubią bawić
się z dziećmi w kuchni.
No bo co w końcu,
kurczę blade!
W książkach o Mikołajku nie znajdziecie żadnych
przepisów, ale jedzenie, tudzież jego spożywanie, pojawia się
dość często. Główny bohater i jego młodzi koledzy są
wielkimi łasuchami. Nic więc dziwnego, że w dobie rozkwitu
mody na kulinaria oraz wspólne gotowanie z dziećmi powstała
książka „Przepisy Mikołajka”. Na pomysł takiej publikacji
wpadły dwie Francuzki – Christine de Beaupré
i Béatrice
Valentin, które wybrały i opracowały przepisy. Książka
udowadnia, że jedzenie wcale nie musi być nudne, a kuchnia
może być wspaniałym miejscem do nauki i zabawy dla całej
rodziny! Przepisy zgromadzone w książce są w większości
bardzo proste – każde dziecko, czasem z niewielką pomocą
rodziców, będzie w stanie przygotować te pyszności.
Wyobraźcie sobie zadowolenie w oczach waszych pociech, gdy po
zabawie ciastem lub żonglerce kilkoma składnikami powstaną
prawdziwe dania, które później wspólnie skonsumujecie. Gotowanie
to wielka frajda przynosząca niemal od razu wymierne, jadalne i (zazwyczaj) smakowite efekty. „Przepisy Mikołajka” zawierają
receptury szybkie i łatwe, z niewielką liczbą
składników i krótkim, zrozumiałym opisem przygotowania. W sam raz dla dzieci.
Na samym początku jest miejsce na wpisanie imienia właściciela
książki, więc jeśli macie dwójkę dzieci, być może konieczne
będzie zaopatrzenie się od razu w dwa egzemplarze. Przemawia
za tym jeszcze to, że książka nie jest przeznaczona tylko do czytania, ale też
do... pisania, bazgrania, notowania i innych form radosnej
twórczości (najlepiej kulinarnej, ale nie jest to przecież w żaden
sposób wymagane). O tym więcej za chwilę, a teraz od
początku... Po stronie tytułowej na rozkładówce zostali
przedstawieni najważniejsi bohaterowie książek o przygodach
Mikołajka – są tu rysunki postaci wraz z imionami. Dalej
znajduje się spis treści oraz to, co najważniejsze, czyli
przepisy. Zostały one podzielone na pięć rozdziałów: 10 bardzo
pysznych przekąsek, 10 niesamowicie smacznych dań,
10 fantastycznych deserów, 10 śmiesznych pomysłów na
piknik oraz 10 niesamowitych smakołyków. Łącznie
pięćdziesiąt wspaniałych i bajecznie prostych przepisów! Aż
trudno się zdecydować, od czego zacząć.
Przy każdym przepisie podane są takie informacje, jak lista
potrzebnych składników oraz sprzętu, ilu kolegów może najeść
się do syta przygotowaną potrawą, opis przygotowania oraz cenne
uwagi i porady. Jest także miejsce na przypiski do przepisu,
czyli dziecięce notatki. Przepisy wymagające pomocy dorosłych
zostały odpowiednio oznaczone. Przy każdej recepturze znajdziecie
również ilustracje z książek o Mikołajku z krótkimi
cytatami, w większości w jakimś stopniu związanymi
z jedzeniem, np. „– Powiedz, Alcest, w domu nie dają
ci jeść?” albo „Bunia jest naprawdę strasznie fajna. Bardzo
kocham tatę i mamę, ale oni nigdy nie dają mi tyle cukierków.
Szkoda, że Bunia nie przyjeżdża do nas częściej”. Na końcu
każdego rozdziału zostawiono wolną kartkę na wpisanie własnego
przepisu. A co! Dzieci mogą przecież współtworzyć
tę wyjątkową książkę kucharską! I właśnie z powodu
tych miejsc do zapełniania warto zaopatrzyć każde dziecko we
własny egzemplarz i pozwolić na nieskrępowaną twórczość.
W przyszłości będzie to na pewno cenna pamiątka.
A co z przepisami? Łatwe w przygotowaniu,
stosunkowo tanie i z powszechnie dostępnych składników
(może poza wędzonym łososiem, parmezanem i kawiorem, których
nie kupi się w każdym osiedlowym sklepie). Jak dla mnie trochę
za dużo tu serów, tłustej śmietanki i „pustych”
słodkości. Mikołajkowe przepisy nie są, niestety, przygotowane
i wybrane pod kątem dbałości o wartości odżywcze,
korzystne produkty czy odpowiednie łączenie pokarmów. Zatem
wpajanie maluchom zdrowej diety to już zupełnie inna bajka... W tej
książce główny nacisk położony jest na ogólne zachęcenie
naszych pociech do jedzenia i gotowania. Kto by bowiem nie miał
ochoty zabrać się za przyrządzenie pyszności opisanych jako zupa
z cukinii z Krówką Śmieszką, szalone szaszłyki,
kurczak w skorupce, ziemniaki w szlafroku, ciasto
z ciągutkami, ciasto zygzak, piekielny keks albo lizaki
w przebraniu? Oprócz przewrotnych nazw, potrawy mają również
zabawne opisy, np. zapałki do chrupana (tym razem możesz pobawić
się zapałkami) albo ciasteczkowe lody (strasznie śmiesznie robi się
te lody: używasz młotka do rozbijania ciastek!). Niektóre opisy
zachęcają dzieci do spróbowania smaków, których do tej pory
unikały, jak w przypadku sera w pierogu (dla tych, którzy
nie są do sera zbyt przekonani: jest schowany w pierogu) albo
marchewkowo-orzechowego przysmaku (uwaga dla tych, którzy nie lubią
marchewki: to naprawdę strasznie fajne ciasto!). Inne odkrywają
nowe techniki kulinarne, możliwość wykorzystania dziwnych
składników lub pojemników, np. ryba w papilotach (ryba
pieczona w papierowym „papilocie”), rududu (fantastyczny
pomysł na wykorzystanie muszelek z wakacji) albo chlebowe
suszki, czyli suchy chleb,
którego nie zmarnujesz – na deser. Już same nazwy i opisy
brzmią tak kusząco, że trudno im się oprzeć.
Język publikacji jest bardzo lekki i zabawny, taki
„chłopakowo-mikołajkowy”. Nie znaczy to jednak, że
dziewczynkom się nie spodoba. Książka została wydana w twardej
oprawie, z motywem czerwono-białej kratki, przywodzącym na
myśl starodawne obrusy albo fartuszki. Kolorystyka stonowana,
biało-czarno-czerwona, zgodna z charakterem ilustracji do
przygód Mikołajka. Całość jest niezwykle czysta i estetyczna,
jednak nie wszystkim dzieciom spodoba się taka szata
graficzna, pozbawiona krzykliwych kolorów i dużych, wyraźnych
postaci. Wielbiciele Mikołajka będą na pewno zachwyceni, bo wiedzą,
czego mogą się spodziewać.
To bardzo przyjemna lektura, zachęcająca do pierwszych
eksperymentów w kuchni, dająca pewne podstawy i dobry
punkt wyjścia do dalszej kulinarnej przygody. Jednakże starsi czytelnicy, już
trochę doświadczeni w kwestii gotowania, mogą nie być
zachwyceni poziomem przepisów. Książkę polecam więc szczególnie
fanom Mikołajka oraz dzieciom raczkującym w kuchni. Szkoda
tylko, że nie jest trochę rozsądniej i zdrowiej, ale w końcu
czego można się spodziewać po takich łobuzach, jak Mikołajek?
Przecież on i jego koledzy na pewno chętniej zjedzą lizaki
niż szpinak! Na początek dobre i to. A na koniec
prawdziwa gratka. W książce zostało zamieszczone czarno-białe
zdjęcie Goscinny’ego i Sempé z uśmiechem
podrzucających naleśniki na patelniach. Wygląda na to, że szło
im całkiem nieźle. Wyobrażam sobie, że gdyby naleśniki podrzucał
Mikołajek, trzeba by było zrobić generalny remont kuchni. Dzieci za
ręce, rondle w dłoń i do dzieła! Z „Przepisami
Mikołajka” na pewno wszytko uda się gładko i smacznie. No
bo co w końcu, kurczę blade!
René Goscinny, „Przepisy Mikołajka”, Znak 2011, 128 s.,
cena 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy, z bezpłatnym fragmentem: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3111,Przepisy-Mikolajka