niedziela, 2 grudnia 2012

Mikołajkowa uczta

René Goscinny, „Przepisy Mikołajka”
Mikołajek – postać sympatycznego urwisa, stworzona przez René Goscinnyego i Jean-Jacques'a Sempé. Znają go chyba wszyscy. W opowieściach o Mikołajku i jego kolegach często można odnaleźćkulinarnefragmenty, głównie sceny konsumowania. Potencjał został wykorzystany i tak powstała książeczka zbierająca przepisy na potrawy, które bohaterowie Goscinnyego mogli pałaszować.Przepisy Mikołajkato prawdziwa gratka dla fanów tej postaci, a także pomocna publikacja dla tych, którzy lubią bawić się z dziećmi w kuchni. No bo co w końcu, kurczę blade!

W książkach o Mikołajku nie znajdziecie żadnych przepisów, ale jedzenie, tudzież jego spożywanie, pojawia się dość często. Główny bohater i jego młodzi koledzy są wielkimi łasuchami. Nic więc dziwnego, że w dobie rozkwitu mody na kulinaria oraz wspólne gotowanie z dziećmi powstała książka „Przepisy Mikołajka”. Na pomysł takiej publikacji wpadły dwie Francuzki – Christine de Beaupré i Béatrice Valentin, które wybrały i opracowały przepisy. Książka udowadnia, że jedzenie wcale nie musi być nudne, a kuchnia może być wspaniałym miejscem do nauki i zabawy dla całej rodziny! Przepisy zgromadzone w książce są w większości bardzo proste – każde dziecko, czasem z niewielką pomocą rodziców, będzie w stanie przygotować te pyszności. Wyobraźcie sobie zadowolenie w oczach waszych pociech, gdy po zabawie ciastem lub żonglerce kilkoma składnikami powstaną prawdziwe dania, które później wspólnie skonsumujecie. Gotowanie to wielka frajda przynosząca niemal od razu wymierne, jadalne i (zazwyczaj) smakowite efekty. „Przepisy Mikołajka” zawierają receptury szybkie i łatwe, z niewielką liczbą składników i krótkim, zrozumiałym opisem przygotowania. W sam raz dla dzieci.

Wnętrze książki, przepis na delicje w papryce
Na samym początku jest miejsce na wpisanie imienia właściciela książki, więc jeśli macie dwójkę dzieci, być może konieczne będzie zaopatrzenie się od razu w dwa egzemplarze. Przemawia za tym jeszcze to, że książka nie jest przeznaczona tylko do czytania, ale też do... pisania, bazgrania, notowania i innych form radosnej twórczości (najlepiej kulinarnej, ale nie jest to przecież w żaden sposób wymagane). O tym więcej za chwilę, a teraz od początku... Po stronie tytułowej na rozkładówce zostali przedstawieni najważniejsi bohaterowie książek o przygodach Mikołajka – są tu rysunki postaci wraz z imionami. Dalej znajduje się spis treści oraz to, co najważniejsze, czyli przepisy. Zostały one podzielone na pięć rozdziałów: 10 bardzo pysznych przekąsek, 10 niesamowicie smacznych dań, 10 fantastycznych deserów, 10 śmiesznych pomysłów na piknik oraz 10 niesamowitych smakołyków. Łącznie pięćdziesiąt wspaniałych i bajecznie prostych przepisów! Aż trudno się zdecydować, od czego zacząć.

Przy każdym przepisie podane są takie informacje, jak lista potrzebnych składników oraz sprzętu, ilu kolegów może najeść się do syta przygotowaną potrawą, opis przygotowania oraz cenne uwagi i porady. Jest także miejsce na przypiski do przepisu, czyli dziecięce notatki. Przepisy wymagające pomocy dorosłych zostały odpowiednio oznaczone. Przy każdej recepturze znajdziecie również ilustracje z książek o Mikołajku z krótkimi cytatami, w większości w jakimś stopniu związanymi z jedzeniem, np. „– Powiedz, Alcest, w domu nie dają ci jeść?” albo „Bunia jest naprawdę strasznie fajna. Bardzo kocham tatę i mamę, ale oni nigdy nie dają mi tyle cukierków. Szkoda, że Bunia nie przyjeżdża do nas częściej”. Na końcu każdego rozdziału zostawiono wolną kartkę na wpisanie własnego przepisu. A co! Dzieci mogą przecież współtworzyć tę wyjątkową książkę kucharską! I właśnie z powodu tych miejsc do zapełniania warto zaopatrzyć każde dziecko we własny egzemplarz i pozwolić na nieskrępowaną twórczość. W przyszłości będzie to na pewno cenna pamiątka.

A co z przepisami? Łatwe w przygotowaniu, stosunkowo tanie i z powszechnie dostępnych składników (może poza wędzonym łososiem, parmezanem i kawiorem, których nie kupi się w każdym osiedlowym sklepie). Jak dla mnie trochę za dużo tu serów, tłustej śmietanki i „pustych” słodkości. Mikołajkowe przepisy nie są, niestety, przygotowane i wybrane pod kątem dbałości o wartości odżywcze, korzystne produkty czy odpowiednie łączenie pokarmów. Zatem wpajanie maluchom zdrowej diety to już zupełnie inna bajka... W tej książce główny nacisk położony jest na ogólne zachęcenie naszych pociech do jedzenia i gotowania. Kto by bowiem nie miał ochoty zabrać się za przyrządzenie pyszności opisanych jako zupa z cukinii z Krówką Śmieszką, szalone szaszłyki, kurczak w skorupce, ziemniaki w szlafroku, ciasto z ciągutkami, ciasto zygzak, piekielny keks albo lizaki w przebraniu? Oprócz przewrotnych nazw, potrawy mają również zabawne opisy, np. zapałki do chrupana (tym razem możesz pobawić się zapałkami) albo ciasteczkowe lody (strasznie śmiesznie robi się te lody: używasz młotka do rozbijania ciastek!). Niektóre opisy zachęcają dzieci do spróbowania smaków, których do tej pory unikały, jak w przypadku sera w pierogu (dla tych, którzy nie są do sera zbyt przekonani: jest schowany w pierogu) albo marchewkowo-orzechowego przysmaku (uwaga dla tych, którzy nie lubią marchewki: to naprawdę strasznie fajne ciasto!). Inne odkrywają nowe techniki kulinarne, możliwość wykorzystania dziwnych składników lub pojemników, np. ryba w papilotach (ryba pieczona w papierowym „papilocie”), rududu (fantastyczny pomysł na wykorzystanie muszelek z wakacji) albo chlebowe suszki, czyli suchy chleb, którego nie zmarnujesz – na deser. Już same nazwy i opisy brzmią tak kusząco, że trudno im się oprzeć.

Wnętrze książki, przepis na naleśniki dla głodnych mężczyzn
Język publikacji jest bardzo lekki i zabawny, taki „chłopakowo-mikołajkowy”. Nie znaczy to jednak, że dziewczynkom się nie spodoba. Książka została wydana w twardej oprawie, z motywem czerwono-białej kratki, przywodzącym na myśl starodawne obrusy albo fartuszki. Kolorystyka stonowana, biało-czarno-czerwona, zgodna z charakterem ilustracji do przygód Mikołajka. Całość jest niezwykle czysta i estetyczna, jednak nie wszystkim dzieciom spodoba się taka szata graficzna, pozbawiona krzykliwych kolorów i dużych, wyraźnych postaci. Wielbiciele Mikołajka będą na pewno zachwyceni, bo wiedzą, czego mogą się spodziewać.

To bardzo przyjemna lektura, zachęcająca do pierwszych eksperymentów w kuchni, dająca pewne podstawy i dobry punkt wyjścia do dalszej kulinarnej przygody. Jednakże starsi czytelnicy, już trochę doświadczeni w kwestii gotowania, mogą nie być zachwyceni poziomem przepisów. Książkę polecam więc szczególnie fanom Mikołajka oraz dzieciom raczkującym w kuchni. Szkoda tylko, że nie jest trochę rozsądniej i zdrowiej, ale w końcu czego można się spodziewać po takich łobuzach, jak Mikołajek? Przecież on i jego koledzy na pewno chętniej zjedzą lizaki niż szpinak! Na początek dobre i to. A na koniec prawdziwa gratka. W książce zostało zamieszczone czarno-białe zdjęcie Goscinny’ego i Sempé z uśmiechem podrzucających naleśniki na patelniach. Wygląda na to, że szło im całkiem nieźle. Wyobrażam sobie, że gdyby naleśniki podrzucał Mikołajek, trzeba by było zrobić generalny remont kuchni. Dzieci za ręce, rondle w dłoń i do dzieła! Z „Przepisami Mikołajka” na pewno wszytko uda się gładko i smacznie. No bo co w końcu, kurczę blade!


René Goscinny, „Przepisy Mikołajka”, Znak 2011, 128 s., cena 34,90 zł.

Książka na stronie wydawcy, z bezpłatnym fragmentem: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3111,Przepisy-Mikolajka