„Ciasta, ciastka
i takie tam” to
zdecydowanie najbardziej oryginalna
książka o słodkościach, jaka
do tej pory zagościła
na łamach Kulinarnej
czytelni. Zarówno za
tekst, jak i ilustracje
odpowiada jedna osoba –
Agata Królak, gdańska
ilustratorka i graficzka. Jej
publikacja jest maksymalnie
dopieszczona, w jakimś rustykalnym,
osobliwym tego słowa
znaczeniu. Pełna wspomnień
z przeszłości, dawnych
zdjęć, kredkowych rysunków,
ascetycznych wyklejanek. I oczywiście
pysznych przepisów, zanotowanych
w pośpiechu na skrawku
papieru, wklejonych do
zeszytu, pozostałych po
babci lub poleconych przez
koleżankę. W warstwie tekstowej
– smakowicie sentymentalna. W warstwie
graficznej – istne cudo!
„Ta książka powstała właściwie
przez przypadek; z miłości do słodyczy, starych zdjęć
i rysowania, a później do gotowania, i trochę
z miłości w ogóle” – tak pisze o swojej
publikacji sama autorka. Zaczęło się od pewnego
śmietnikowego, książkowo-kulinarnego znaleziska... (o szczegółach
przeczytacie we wstępie). Nie jest to zwyczajna książka
z przepisami, co widać już od pierwszej strony. Format jest
kwadratowy, 21x21 cm. Papier wydaje się stary i nieco brudnawy, czcionka naśladuje wysłużoną maszynę do pisania, która
wystukuje kolejne litery trochę krzywo lub nieco „za grubo”. Tu
i ówdzie pojawiają się skreślenia, poprawki, ręczne dopiski. Za każdym razem, gdy
przeglądam tę publikację, mam przed oczami wszystkie kulinarne
notatki gromadzone latami oraz stary zeszyt z przepisami mojej
mamy.
Zapełniające książkę
przepisy, podzielone na trzy kategorie: ciasta, ciastka i takie
tam, są dość staromodne. Dziś się już takich przysmaków raczej
nie piecze, a na pewno nie tak często jak kiedyś (aczkolwiek
murzynek z serem jest nadal ulubionym ciastem moim oraz mojego
taty, które mama piecze, ku naszej uciesze, przy każdej
nadarzającej się okazji – a więc dość często). Autorka
zebrała stare przepisy od rodziny, znajomych oraz przyjaciół
i zamieściła je w książce tak, jak zostały jej przekazane.
Każdy ma swój niepowtarzalny styl, język, charakter. W niektórych
znajdziecie pewne stylistyczne niezgrabności, a nawet błędy.
W innych brakuje informacji na temat temperatury czy czasu
pieczenia albo pojawia się jakaś gigantyczna ilość masła, której
chyba nikt nie byłby w stanie strawić w przyzwoitym
czasie. Dla jednych będą to minusy, bo przecież ciasto może się
nie udać, bo właściwie nie wiadomo jak je upiec i co zrobić
ze składnikami. Inni potraktują to jak wyzwanie, zabawę albo
podróż sentymentalną. Tak
się
przecież
kiedyś
pisało!
Zajrzałam do mojego starego zeszytu
z przepisami i okazało się, że nie ma w nim wielu
informacji, które obecnie wydają się niezbędne. Kiedy czytałam
przepis na karpatkę, którą robiłam niegdyś wielokrotnie, nie
potrafiłam sobie wyobrazić kolejnych czynności. Brakuje kilku
kroków, proporcje składników są niejasne i oczywiście nie
zanotowałam ani temperatury piekarnika, ani czasu pieczenia.
A jednak dawniej było dla mnie oczywiste, co i jak należy
robić. Wiele osób sporządzało kulinarne notatki w taki nie
do końca precyzyjny sposób i autorka zamieściła otrzymane
przepisy w niezmienionej formie. Ja traktuję tę książkę
bardziej jako podróż do kulinarnej przeszłości niż źródło
praktycznych inspiracji, więc te „niedopatrzenia” przyjmuję z uśmiechem, jak dobrze mi znane smaczki, a nie jak rażące błędy czy
niedbałość. Rozpisuję się o tym po to, by przestrzec osoby
początkujące w kuchni lub potrzebujące cukierniczego
„pewniaka”. Mimo zapewnień autorki o wypróbowaniu
wszystkich przepisów, mam wrażenie, że przygotowanie niektórych
może sprawić mniej doświadczonym „cukiernikom” trochę
problemów.
Każdy z 71 przepisów opatrzony
jest dużą ilustracją. Nie są to pięknie stylizowane fotografie,
o nie! Autorka wizualizuje słodkości za pomocą kredek,
kolorowych materiałów, papierków. Niektóre są dość wyraźne
i na ich podstawie można sobie wyobrazić efekt końcowy. Inne
wyglądają jak bardzo prymitywne dziecięce bazgrołki, czysta
abstrakcja, i do końca nie wiadomo, co tak naprawdę przedstawiają. Tu mamy
pole do swobodnej interpretacji sztuki. To zabawa formą, kształtem,
kolorem. Zaproszenie do uruchomienia fantazji i wspomnień...
Obok rysunków znajdziecie w książce również archiwalne
zdjęcia, czarno-białe albo staro-kolorowe. Widnieją na nich
uśmiechnięte dzieci i dorośli pochylający się nad
talerzykami lub stołami pełnymi łakoci.
A co dobrego w menu? Na przykład
ciasta: błotnik, sernik z ziemniakiem, czekoladowe marchewkowe,
ciasto z kaszy manny, makowszczyk, czarny jeż i biszkopt pani
Jolanty. Jeśli macie ochotę na ciasteczka, polecam pieguski,
kokosanki, rogaliki pani Haliny, koniakowe, piwne i najlepsze
ciastka świata. A takie tam... to różne słodkie drobnostki,
jak bułaski, kogiel-mogiel, tiramisio, faworki, pączki z dziurką,
japka pieczone (tak, tak – japka), stopa łobuza, czekolada do
picia oraz wielce tajemnicze „coś”. Przepisy są naprawdę
niedzisiejsze i raczej „ciężkie”. Dużo w nich
margaryny, pojawiają się spore porcje proszku do pieczenia
i sztuczne olejki zapachowe. Ale pamiętam bardzo dobrze, jak
sama, jako dziecko, lubiłam bawić się tymi małymi olejkowymi
buteleczkami. Tak się kiedyś piekło. Zresztą w maminym murzynku do dziś znaleźć można trzy łyżeczki proszku. Wielbiciele deserów
zdrowych, lekkich albo bardzo wyszukanych mogą nie znaleźć tu dla siebie
odpowiednich propozycji. Ale i tak gorąco zachęcam wszystkich
do sięgnięcia po dzieło Agaty Królak. Jest w nim jakaś
magiczna, słodka siła przyciągania...
Przeglądanie i czytanie tej
książki wzbudziło we mnie silne emocje, przywołało piękne
chwile z dzieciństwa. Pamiętam wylizywanie makutry po ucieraniu masy serowej, przewlekanie
faworków, tatę kręcącego kogel-mogel, różową piankę na
cieście z kisielem, pijanego Izydora, którego – z wiadomych
względów – jako dziecko nie mogłam jeść zbyt dużo, mamę
ubijającą na parze ciasto na zebrę, mojego pierwszego
„ambasadora”. I jeszcze tatę, który do dziś dzień nie chce
jeść pysznego czeskiego placka, bo kiedyś, dawno, dawno temu,
upiekła go ciocia i wstawiła do lodówki bez przykrycia –
przy czym tuż obok stał bigos albo coś równie niepasującego do
ciasta z kremem. Też mam takie lepkie od cukru historie,
zapiski, zapełnione przepisami kartki zeszytów, wycinki
z kolorowych gazet dla pań. Też mam takie zdjęcia, na których
pałaszuję domowe pyszności, na przykład ciasto ze
„szczypiorkiem”, któremu sama, jako mały brzdąc, nadałam taką nazwę (szczypiorek to oczywiście drobno pokrojona zielona galaretka). I dlatego
pokochałam tę książkę, ponieważ w niebanalny, artystyczny
sposób pokazuje zapomniane pyszności, a jednocześnie podprogowo snuje
słodkie historie, które zapewne każdy z nas mógłby również napisać.
Agata Królak,
„Ciasta, ciastka i takie
tam”, Dwie Siostry 2011,
164 s., cena 35 zł.
Książka na stronie wydawcy, z
przykładowymi stronami: www.wydawnictwodwiesiostry.pl/katalog/prod-ciasta_ciastka_i_takie_tam.html