Wybaczcie tę nieudolną parodię słynnego już sloganu reklamowego, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Kiedy usłyszałam, że sieć sklepów Biedronka wchodzi na rynek prasowy z nowym miesięcznikiem „Moje Smaki Życia”, najpierw głośno i szyderczo się zaśmiałam, później ogarnęła mnie niechęć, a po jakimś czasie stwierdziłam, że należy zachować profesjonalizm. Pewnego dnia wybrałam się więc do tego żółtego przybytku specjalnie w celu zakupienia nowego magazynu, w większości kulinarnego. A nóż widelec będzie to kolejny wspaniały tytuł?! Cóż, przyznaję, że tej wspaniałości wcale się nie spodziewałam. Ale niska cena (a jakże!)... więc może warto spróbować? Kupiłam, obejrzałam, przeczytałam, co było do przeczytania. I na pierwszym numerze poprzestanę.
„Moje Smaki Życia” to magazyn z dolnej półki, nie tylko ze względu na cenę. Treści jest w nim niewiele. Można go przekartkować i odłożyć, od razu zapominając o tym, co się widziało. Niewymagające czytadło do pociągu, pod warunkiem, że podróż trwa nie dłużej niż pół godziny. Szkoda, bo można było zrobić coś o wiele lepszego... Na okładce fioletowo-drewniane tło, a na nim piernikowy ludzik. Trudno, mamy grudzień. Wszyscy teraz piszą o świętach. Czego możemy oczekiwać wewnątrz? Konkurs, Grochola i sześćdziesiąt osiem sprawdzonych przepisów. Otwieram: reklama, wstępniak, spis treści, współpracownicy, reklama (Ania Przybylska poleca na śniadanie zdrowe płatki Nesquik, a ja radzę jej dokładnie przeczytać skład produktu), konkurs z krzyżówką, jakieś drobiazgi i kolejne reklamy. Katarzyna Grochola – „gwiazda” magazynu, dużo tu chyba nie pomoże... Jeszcze jedna reklama i docieram do części kulinarnej „Gotujemy z pomysłem”. Ze 148 stron miesięcznika niemal 70 to właśnie kulinaria. A co konkretnie? Przepisy – oczywiście wigilijne i raczej mało odkrywcze (kulebiak, śledzie, barszcze, makowce, mięsa, sałatki, lukrowane pierniczki).
Mamy też propozycje siedmiu obiadów dla czteroosobowej rodziny, których koszt zamknie się w 100 zł, jeśli produkty kupimy wiadomo gdzie. Idea być może ciekawa, ale obiady nie zachwycają (m.in. krokiety, pierogi z kaszą gryczaną, pizza). Dalej materiał zatytułowany „Kapusta, pomarańcze, żurawina”. Z nadzieją szukam czegoś do poczytania, ale tu również same przepisy (gęsta zupa z kapusty włoskiej i fasoli czy pstrąg w pomarańczach – z dopiskiem „dla ambitnych”). Przewracam kolejne strony – Jakub Kuroń przyrządza karpia z papryką, siedmioletnia Marinka piecze słodkie babeczki (szkoda, że słodzone cukrem, a nie np. daktylami lub bananami), kilka „ciekawostek” o burakach plus kolejne przepisy (np. sałatka z makrelą i burakami – też dla ambitnych), reklamy, reklamy i... W końcu coś do poczytania! Radość szybko mija, bo tekst „Apetycznie diabetycznie” jest tak powierzchowny i krótki, że skończył się, zanim dwa razy mrugnęłam okiem. Dalej „wywiad” z założycielem Bakallandu, krzyżówka, krótki tekst o miodzie (z reklamami oczywiście) i na tym biedronkowe kulinaria się kończą. Dla zainteresowanych – w dalszej części znalazły się pomysły dla domu, głównie świąteczne ozdoby, trochę o ciuszkach i makijażu, metamorfoza czytelniczki, pięć książek, rozmaite gadżety, święta, święta, przeziębienie, Barcelona, krzyżówka, indeks potraw, zapowiedź kolejnego numeru...
Jestem bardzo zawiedziona, bo naprawdę oczekiwałam czegoś więcej. Może nie wysokiej jakości magazynu, ale przynajmniej czegoś miłego, inspirującego, choćby kilku ciekawych tekstów. Z 68 przepisów mam ochotę wypróbować tylko jeden – na smażone ciastka daktylowe w syropie miodowym. Wydają się dość ciężkie i kaloryczne, ale przykuły moją uwagę. Większość tekstów do „Moich Smaków Życia” napisała Beata Lipov, redaktor naczelna, a jej mąż, Lubomir Lipov, wykonał dużą część zamieszczonych w magazynie zdjęć. Poza nimi pojawiają się także zdjęcia i rysunki zakupione w bankach zdjęć. Gdzieniegdzie widnieją oczywiście reklamy produktów spożywczych i akcesoriów, które można kupić w Biedronce. To mnie nie dziwi i nawet specjalnie nie drażni – wszak magazyn skierowany jest do klientów sieci. Prawdę mówiąc, spodziewałam się większej liczby reklam. Jednak całość naprawdę nie porywa. Z czystej ciekawości byłabym skłonna kupować ten tytuł jeszcze przez kilka miesięcy, ale moja ciekawość wypaliła się już przy pierwszym numerze. Czuję, że nic nie jest w stanie mnie tam zaskoczyć.
Nie wiem dla kogo jest ten magazyn. Dla tych, którzy lubią Grocholę, potrzebują taniego źródła dość standardowych przepisów (choć tu lepszy i tańszy będzie „Przyślij Przepis” za złotówkę bez grosza), szukają pomysłów na zrobienie bombki choinkowej lub świąteczne przybranie stołu (ale mnóstwo tego w internecie, za darmo) oraz kilku mało odkrywczych tekstów i porad rodem z kolorowego pisemka dla... no właśnie, kogo? Nawet moja kochana babcia, czytująca różne niewymagające gazetki, nie byłaby zadowolona – tu po prostu nie ma czego czytać! Ale za to można wygrać 100 zł na zakupy w Biedronce. Niniejszym dołożyłam się do puli nagród dla tysiąca szczęśliwców, którzy wiedzą, jak inaczej nazywa się ziemniak albo z czego gotuje się barszcz, i wyślą hasło z krzyżówki SMS-em. Ale będę sprawiedliwa i dam plus za ciastka daktylowe, które jednak mnie zaintrygowały (choć nie wiem czy na tyle, by kiedyś je wypróbować) oraz za w miarę ładny, czysty skład i kilka przyjemnych zdjęć.
Dobrze, że ten magazyn „kulinarno-lifestylowy” kosztował tylko 2,99 zł. Odżałowałam. Więcej tego zakupu nie popełnię.
Dobrze, że ten magazyn „kulinarno-lifestylowy” kosztował tylko 2,99 zł. Odżałowałam. Więcej tego zakupu nie popełnię.
„Moje Smaki Życia”, nr 1/2012 (grudzień), 148 s., cena 2,99 zł.