Królewskie śniadanie kojarzy się z wystawną ucztą, przepychem, drogimi przysmakami oraz srebrną zastawą. Natomiast Alan Alexander Milne dla wielu osób oznacza jedno: Kubusia Puchatka. W pierwszym przypadku mamy stereotyp – nie każdy król jada tak samo, bo i wśród władców gusta są różne. W kwestii drugiej objawia się niewiedza czy też pewien rodzaj zaszufladkowania. Milne był bowiem płodnym dramaturgiem, poetą, a także autorem powieści i krótkich form prozatorskich nieosadzonych w Stumilowym Lesie. O jego kunszcie poetyckim i satyrycznym przekonacie się dzięki książeczce „Śniadanie króla”, wydanej przez wydawnictwo Dwie Siostry w fenomenalnej serii „Mistrzowie Ilustracji”.
Wiersz opowiada historię pewnego królewskiego śniadania. Pomyślicie zapewne, że Król nie mógł się zdecydować, którego smakołyku skosztować – czy trufli, czy przepiórczych jaj, czy też kolorowego kawioru. Nic bardziej mylnego! Największym marzeniem Króla był chleb z... masłem. Prosi więc o nie Królową, ta wysyła Pokojową, a Pokojowa pyta Ochmistrza, który decyduje, że zamiast masła Król może otrzymać dżem. Kiedy Królowa przekazuje małżonkowi „złe wieści”, ten zaczyna płakać jak małe dziecko. Maże się i beczy, prosząc wciąż o złociste smarowidło, a nie powidło. Pokojowa pędzi więc z prośbą bezpośrednio do krowy, która podobno już wstała... Jeśli chcecie się dowiedzieć, co ostatecznie Król zjadł na śniadanie, czy krowa była łaskawa i co wylądowało na talerzu Ochmistrza, musicie sięgnąć do książki. Naprawdę warto!
Historyjka jest zabawna i godna polecenia zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Można tu dostrzec ironiczny obraz Króla, któremu daleko do poważanego, dostojnego władcy, jest bowiem zależny nie tylko od Królowej i Ochmistrza, ale nawet (w pewnym sensie) od krowy! Gdyby nie Pokojowa i krowa – zresztą na jednej z ilustracji ukazana w koronie – nie wiadomo jak potoczyłyby się losy królestwa. A morał z tego taki, że każdy, niezależnie od statusu społecznego, ma swoje zachcianki oraz ulubione „rarytasy”, niekoniecznie drogie i wytworne. Zresztą o tym, że najprostsze potrawy często są najpyszniejsze nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać.
Ilustracje Lipińskiego są proste i oszczędne. Z białego tła wyłaniają się postaci rysowane grubą czarną kreską. W wypełnieniach dominuje kolor żółty i czerwony: żółte są korony, masło i krowie rogi, a czerwone nosy, rumieńce na policzkach (Ochmistrz został ich jednak pozbawiony) oraz infantylne pasiaste podkolanówki na nogach Króla. Najzabawniej wygląda Król dzierżący w rękach królewskie insygnia i stojący przed Królową na... podnóżku. Przy czym Królowa, mimo sztucznego podwyższenia, i tak jest wyższa od małżonka. Czyżby na dworze rządziły kobiety?
Pełen humoru tekst, brawurowe tłumaczenie (z oryginałem możecie się zapoznać na przykład tutaj: The King’s Breakfast) i znakomite ilustracje składają się na lekturę obowiązkową dla każdego kulinarno-literackiego smakosza. Satyryczny obraz królestwa przedstawiony w „Śniadaniu króla” można czytać (i oglądać) na okrągło. Na przykład codziennie rano, do śniadania. Co wybieracie – masło czy dżem?
Alan Alexander Milne, „Śniadanie króla” (oryg. The King's Breakfast), il. Eryk Lipiński, Dwie Siostry 2012, seria Mistrzowie Ilustracji, 32 s., cena 22 zł.
Książka na stronie wydawcy, z początkowym fragmentem: wydawnictwodwiesiostry.pl/tytuly/sniadanie_krola/sniadanie_krola.html