Czy zastanawialiście się kiedyś,
co by było, gdyby z nieba spadało jedzenie? Wystarczyłoby
wyjść z domu z parasolem lub talerzem, aby złapać
śniadanie, obiad albo deser. Na pomysł takiej opowieści dla dzieci
wpadła Brytyjka Judi Barrett. Jej książka, zatytułowana Cloudy
with a Chance of Meatballs, zilustrowana przez Rona Barretta,
ukazała się po raz pierwszy w 1978 r. W 2009 r. na
podstawie tej historii powstał film animowany, w Polsce znany
pod tytułem „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe”. Za
klopsikami co prawda nie przepadam, ale bajka jest całkiem
przyjemna, smakowita i mądra, choć różni się dość mocno
od książkowego pierwowzoru.
Filmowa
wersja tej opowieści jest nieco inna. Znajdujemy się w czasach
współczesnych, w małym
miasteczku zwanym w polskiej
wersji Morskie Zdroje. Miasteczko było znane z połowu
sardynek, ale gdy przemysł rybny podupadł, mieszkańcom zajrzał
w oczy głód.
Jedli tylko i wyłącznie
sardynki, których już nikt nie chciał od nich kupować. Na szczęście w Morskich
Zdrojach mieszka młody utalentowany naukowiec, Flint
Lockwood (Jacek Bończyk), od najmłodszych lat zafascynowany
wynalazkami. Stworzył m.in. buty w sprayu,
których nie można jednak ściągnąć, włosoodrastacz, małpi
myślolokalizator czy ptako-szczury. Wszystko bardziej kłopotliwe
niż przydatne. Ale pewnego dnia Flint uruchamia maszynę, która
zamienia wodę w wybrany
rodzaj jedzenia. Robi to podczas otwarcia Sardynkolandu
i przemówienia
burmistrza. Niestety, maszyna wymyka się spod kontroli, niszczy nowy park
rozrywki, który miał być ostatnią szansą dla miasta, i znika
w chmurach.
Wszyscy są wściekli na młodego naukowca – do czasu, gdy z nieba
zaczynają spadać hamburgery...
Na
miejscu jest młoda pogodynka, Sam Sparks (Monika Pikuła), która
relacjonuje całe wydarzenie. Mieszkańcy są zachwyceni, może
oprócz ojca Flinta, który prowadzi sklep z przynętami
i w tym
fachu widzi przyszłość syna. Burmistrz (Miłogost Reczek), marzący
o wielkiej
karierze, zachęca naukowca do stałego dostarczania posiłków w ten
sposób. Chce stworzyć z Morskich
Zdrojów jedyne na całym świecie miasteczko kulinarnej turystyki.
Wszystko idzie dobrze, z nieba
spadają tosty i bekon
na śniadanie, lody i galaretka
na deser, pieczone kurczaki i każda
inna potrawa, jaką na życzenie zaprogramuje Flint. Jednak pewnego
dnia zawieszona w przestworzach
maszyna zaczyna szwankować, jedzenie przybiera coraz większe
rozmiary, zresztą tak jak obżerający się ciągle burmistrz,
i staje się
niebezpieczne dla miasta. Z chmur
spływają trąby powietrzne spaghetti i gigantyczne
klopsy. Flint, pogodynka Sam i kilku
innych bohaterów wyrusza w podróż
do zawieszonej nad miastem maszyny, by powstrzymać globalną
katastrofę i oszalałego
w międzyczasie
burmistrza. Misja okazuje się niełatwa, ale dobro musi zwyciężyć!
Opowieść
jest przyjemna i zrealizowana
w malowniczy
sposób. Postaci są proste i gładkie,
kolory intensywne, akcja szybka i wciągająca,
zwłaszcza dla najmłodszych widzów. Dorośli też dobrze się
zabawią, pod warunkiem, że nie będą mówić: przecież to nie
możliwe!, ależ tam musi być mnóstwo zarazków..., po co on włożył
na siebie tego pieczonego kurczaka? Oprócz warstwy rozrywkowej,
w bajce jest
również element edukacyjno-wychowawczy. Widzimy upadające
miasteczko, w którym
ludzie niemal głodują, śledzimy losy młodego chłopca, który
marzy, by zostać naukowcem i dokonać
rzeczy wielkich. Mamy tu zaburzoną, pełną niezrozumienia relację
między ojcem-rybakiem, tradycjonalistą, a zwariowanym
synem, który chce zmienić świat. Pojawia się żądny władzy,
nieuczciwy burmistrz, któremu zachłanność nie wychodzi
ostatecznie na dobre, gwiazdor z reklamy,
który od dziecka żyje dzięki swojej „sławie” oraz bardzo
inteligentna dziewczyna, która udaje głupią i zdejmuje
okulary, by zdobyć sympatię otoczenia. Jest też genialny
kamerzysta z TV
Pogoda, który okazuje się być zarówno lekarzem, jak i pilotem
samolotów, oraz towarzyszący Flintowi Zenek – przezabawna małpka
uwielbiająca misio-żelki.
Całość
jest pełna humoru i jedzenia.
Wątek romantyczny między Flintem i Sam
został potraktowany bardzo lekko, a spożywcze
huragany i tornada
są, według twórców obrazu, swego rodzaju pastiszem na filmy
katastroficzne. I choć
bardziej podobała mi się oryginalna, pięknie zilustrowana wersja książkowa, niestety niewydana do
tej pory w języku
polskim, cieszę się, że powstała ta animacja. To całkiem
przyjemna rodzinna rozrywka, na pewno warta
spróbowania. W roku
2000 został wydany sequel książki pt. Pickles
to Pittsburgh,
w którym
dwójka
wnucząt z pierwszej
części leci we śnie do miasteczka,
skąd żywność jest transportowana do różnych miejsc na całym
świecie, gdzie ludzie cierpią głód. Pouczające. Prawdopodobnie
w 2014
r. zobaczymy
animowany film na podstawie tej książki. To dobra wiadomość dla
tych, którym „Klopsiki i inne
zjawiska pogodowe” rozbudziły apetyt.
„Klopsiki i inne zjawiska
pogodowe” (oryg. Cloudy with a Chance of Meatballs),
reż. i scen. Chris Miller, Phil Lord, na
podstawie książki Judi Barrett pod
tym samym tytułem, USA
2009.