Nigel Slater – Brytyjczyk uwielbiany przez swoich rodaków i okrzyknięty skarbem narodowym. „Independent on Sunday” nazwał go „Proustem ery Nesquika”, Jamie Oliver – geniuszem. Jego autobiografia wywołała na Wyspach falę zachwytu. Przewrotny tytuł przywodzi na myśl wzruszającą historię o głodującym chłopcu. Wzrok przyciąga okładka przedstawiająca apetyczny kadr w stylu retro, pochodzący z filmu nakręconego na podstawie książki. Czy „Tost” jest tak smaczny, na jakiego wygląda? I tak, i nie. Ale skosztować warto.
Nigel Slater jest autorem książek kulinarnych (m.in. „Real Fast Food”, „Appetite”, „The 30-Minute Cook”), twórcą popularnego programu telewizyjnego „Proste dania” i felietonistą „Observera”. Uwielbiany przez Brytyjczyków, wychwalany przez media. Nic dziwnego, że w rodzimym kraju jego autobiograficzna książka „Tost. Historia chłopięcego głodu” bardzo szybko stała się bestsellerem. Również film nakręcony na jej podstawie, z Heleną Bonham Carter i Freddiem Highmorem w rolach głównych, stał się hitem. Co takiego jest w tej niewielkiej książeczce, że podbiła serca czytelników? Czy życie Slatera było rzeczywiście aż tak pasjonujące, a jego talent pisarski można przyrównać do największych tuzów literatury?
Dzieciństwo Slatera nie było różowe, nie było też jednak zupełnie czarne, jak zwęglone ciasteczka owsiane. Najbardziej kochał swoją matkę, która była, niestety, kiepską kucharką i zawsze przypalała tosty. „Ale nie można nie kochać kogoś, kto robi dla ciebie tosty” – stwierdza na początku książki. Cierpliwie zjadał przypalony chleb, marząc jednocześnie o bardziej wyszukanych doznaniach smakowych i estetycznych. W domu panował bałagan i ciężka atmosfera. Ojciec był wobec niego raczej oschły. Dorastający chłopiec czuł się osamotniony i nierozumiany, co jednak zdarza się wielu młodym chłopcom, dziewczynkom także. Kiedy miał dziewięć lat, jego matka zmarła na astmę. Po jakimś czasie owdowiały ojciec postanowił rozpocząć nowe życie z gosposią. Nigel za nią nie przepadał, ale miała przynajmniej jedną zaletę – potrafiła gotować. I jest w tym jakaś złośliwość losu, że ukochana matka nie umiała zaspokoić potrzeb jego podniebienia, robiła to natomiast znienawidzona macocha. Dzięki niej zaczął uczyć się gotować, by móc rywalizować o względy ojca za pomocą jedzenia. Kiedy Nigel miał szesnaście lat jego ojciec umarł. Ich relacje do samego końca były trudne. A ponieważ macocha dziedziczyła cały majątek, młody chłopak postanowił opuścić rodzinny dom. Tak zaczęła się jego podróż przez kuchnie różnych restauracji i pubów, które przywiodły go na kulinarne wyżyny i otworzyły drogę do medialnego sukcesu.
Ogromnym atutem pisarstwa Slatera jest niekwestionowana miłość do jedzenia, którą nasiąknęły strony książki. Niemal każdy rozdział jest nasycony smakiem do granic wchłanialności papieru. Styl jest lekki i prosty, opisy potraw szczegółowe, plastyczne – wprost pobudzają do pracy ślinianki. Przebija z nich prawdziwa pasja, nie ważne czy chodzi o tanie słodycze ze sklepu, krem z proszku, przypalone tosty albo zwyczajne purée ziemniaczane z sosem pietruszkowym, czy też o wyszukane desery lub bardziej wykwintne dania. Autor przywołuje wiele zabawnych, wręcz komicznych sytuacji, ale wprowadza także nieco tęsknoty i melancholii. Wszystko to razem tworzy całkiem przyjemną lekturę. Rozdziały są tak minimalistycznej długości, że książkę wprost się połyka, kęs za kęsem. Tarty z dżemem, kaczka po bombajsku, herbatniki Garibaldi... Trudno się od niej oderwać, jak od czekoladowych groszków lub precelków z makiem.
Jedyne co naprawdę mi przeszkadzało i chyba trochę zaszkodziło książce to zbyt często pojawiające się sceny związane z „intymnością”. Dojrzewający chłopiec, burza hormonów. Zrozumiałabym, gdyby rzeczywiście pisał o tym kilkunastoletni Nigel, ale autor „Tosta” jest już dojrzałym mężczyzną, urodził się w 1958 r. Mógł oszczędzić czytelnikom takich rewelacji, bez uszczerbku (wręcz przeciwnie – z korzyścią) dla treści książki i własnej biografii. Ot, płaska łyżeczka dziegciu w karmelowym puddingu...
„Tost” jest zabawny i wzruszający, chwilami nawet porywający (niektóre opisy kulinarne), ale nie genialny. Nie jest to dzieło wybitne, ale wybitności wcale po nim nie oczekiwałam. Nawet mimo medialnych zachwytów i wyszukanych porównań. Jeśli wchodząc do małej knajpki na rogu, oczekujecie langusty i czarnych trufli, możecie się rozczarować. Ja spodziewałam się lekkostrawnej, smakowitej lektury. I taką, poza kilkoma fragmentami, otrzymałam. W tym przypadku klient jest zadowolony, choć wierzę, że „Prousta ery Nesquika” stać na prawdziwy literacki kawior. Niemniej jednak warto, jeżeli lubicie tosty, spróbować również tego. Nigel Slater na szczęście nie przypalił go zbyt mocno.
Ocena: 6/10
Nigel Slater, „Tost. Historia chłopięcego głodu” (oryg. Toast. The Story of a Boy's Hunger), Carta Blanca 2011, 287 s., cena 34,90 zł.
Książka na stronie wydawcy: www.cartablanca.pl/produkty/261/tost